Marka poznałam na ostatnim roku studiów prawniczych. Po kilku miesiącach postanowiliśmy zamieszkać razem. Było nam ze sobą dobrze, znajomi zazdrościli nam szczęścia. Zdążyłam zrobić aplikację i zostałam zatrudniona w rozwijającej się kancelarii. Marek coraz częściej wspominał o wspólnej przyszłości. Naciskał, żebyśmy się pobrali.
– Przecież ślub nie przeszkadzałby ci w karierze – przekonywał.
Doszliśmy do wniosku, że ogłosimy zaręczyny na rodzinnym spotkaniu. Przyszli teściowie od razu zapytali, kiedy mogą spodziewać się wnuczka, a ja zamarłam. Z opresji uratowała mnie mama:
– Przecież mają jeszcze czas, na razie zajmijmy się przygotowaniami do ślubu.
Kochana mama, zawsze mogłam na nią liczyć, znała moje ambitne plany. Nie chciałam mieć dzieci, było za wcześnie. Najpierw kariera, a później się zobaczy.
Nie chciałam rzucać pracy i babrać się w pieluchach
Nasi rodzice skoncentrowali się na przygotowaniach do ceremonii. Marek wszystko koordynował, ja natomiast wpadłam w wir pracy. Przyjmowałam coraz więcej zleceń, dlatego wracając do domu, marzyłam już tylko o gorącej kąpieli i łóżku. Pewnego wieczoru na miesiąc przed ślubem, gdy leżeliśmy przytuleni, Marek zapytał:
– Jesteś ze mną szczęśliwa?
– Oczywiście, głuptasie – odpowiedziałam, całując go w nos.
– Tak sobie myślę, że skoro jest nam razem dobrze i niedługo bierzemy ślub, to może pójdziemy krok dalej i postaramy się o dziecko…
Te słowa podziałały na mnie jak płachta na byka. Zaczęłam krzyczeć, jak on to sobie wyobraża: że rzucę teraz wszystko na co najmniej rok po to, żeby grzebać się w pieluchach?! Ślub to jedno, po prostu akt, który utrwala nas związek, ale dziecko, to masa poświęceń i ograniczeń! Marek początkowo próbował mnie uspokoić, ale w końcu oboje zaczęliśmy wypominać sobie wszystkie przykre sprawy i obwiniać się nawzajem.
– Wygląda na to, że ten ślub to nie jest dobry pomysł – wyrwało mi się. – Skoro nie potrafimy ze sobą rozmawiać, to jak możemy razem żyć?
Zapadła przerażająca cisza. Marek wstał i wyszedł z sypialni. Pomyślałam, że może dobrze dać sobie chwilę na przemyślenie wszystkiego w samotności.
Następnego dnia, kiedy wracałam wieczorem z pracy, myślałam o tym, jak go przeprosić. Mieszkanie zastałam puste, na stole w kuchni leżał list.
Przepraszam. Kochana, potrzebuję więcej od życia niż tylko bliskości. Chciałem założyć z Tobą rodzinę, opiekować się nią i otaczać miłością. Po wczorajszej rozmowie wiem, że nie mam szans na spełnienie marzeń razem z Tobą. Przykro mi, kocham Cię, żegnaj.
Mój świat się zawalił, nie wiedziałam, co robić, gdzie go szukać. Zadzwoniłam do przyszłych teściów, szlochając w słuchawkę, usłyszałam, że nie wiedzą, gdzie jest. Rano zadzwoniłam do jego firmy, gdzie poinformowano mnie, że Marek wyjechał do Londynu na kontrakt. Słuchawka wypadła mi z ręki.
Usłyszał płacz dziecka i wyszedł
Minęły dwa lata. Siedziałam w kuchni, gdy rozległ się dzwonek u drzwi. Przede mną stanął Marek z bukietem goździków.
– Pomyślałem, że cię odwiedzę. Wróciłem z Londynu, ojciec jest chory – uśmiechnął się.
Zaprosiłam go do środka. Wchodząc, usłyszał płacz dziecka, dochodzący z pokoju obok. Spojrzał na mnie wymownie.
– Widzę, że ułożyłaś sobie życie. I masz dziecko. Szkoda, że nie ze mną. Przepraszam, niepotrzebnie przychodziłem – wyszedł, a ja stałam oszołomiona. Chciałam wszystko wyjaśnić, ale skoro nie znalazłam odwagi i słów, żeby mu o tym powiedzieć wcześniej, jak mogłam to zrobić teraz?
Minął kolejny rok. Pewnego dnia zadzwonił telefon, odebrałam. Usłyszałam szlochający głos mamy Marka. Zmarł jej mąż, a ponieważ zaskarbiłam sobie ich sympatię, zaprosiła mnie na pogrzeb.
Na ceremonię poszłam razem z małą Natalią. Na cmentarzu podeszłam do Marka, żeby złożyć mu kondolencje. Poczułam delikatny i ciepły dotyk jego ręki, aż przeszły mnie ciarki. Na nim ta bliskość też zrobiła wrażenie, poczułam, że obudził się z letargu i przygnębienia. Spojrzał na Natalkę i uśmiechnął się smutno.
– Może spotkamy się jutro na kawie – zapytał. – Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać.
Umówiliśmy się, że odwiedzi mnie około południa. Otworzyłam drzwi i rzuciłam mu się na szyję, odwzajemnił uścisk.
– Pewnie jest ci ciężko, wiem że bardzo kochałeś ojca – zaczęłam.
– Jest mi smutno, ale taka jest kolej rzeczy – odpowiedział.
Rozmawialiśmy długo o życiu, jego przemijaniu. Opowiedział mi o swojej pracy w Londynie. Poruszyliśmy każdy temat, ale oboje baliśmy się rozmawiać o wydarzeniach, które doprowadziły do naszego rozstania. Marek w końcu się odważył:
– Widzę, że zdecydowałaś się na bycie mamą. Tak bardzo pragnąłem mieć z tobą dziecko, że nie widziałem twoich marzeń. Przepraszam.
– Nie musisz mnie przepraszać…
– Dlaczego się zdecydowałaś na macierzyństwo? – przerwał. – To przypadek czy wybór? Nie chciałaś, żebym ja był ojcem?
Łzy napłynęły mi do oczu, spojrzałam na niego i rozpłakałam się jak dziecko. Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham, ale słowa więzły mi w gardle. Marek wstał i przytulił mnie. Głaszcząc po głowie, uspokajał i szeptał mi do ucha, że nigdy nie przestał mnie kochać, że myślał o mnie codziennie.
– To twoja córka – udało mi się w końcu wyrzucić z siebie.
Teraz już nic nas nie poróżni i nie rozłączy
Czułam, jak Marek napiął wszystkie mięśnie, nie wypuścił mnie z ramion, nie pytał o nic. Cierpliwie czekał. Uspokoiłam się trochę i opowiedziałam, co się stało po jego wyjeździe. Jak kilka dni później zemdlałam w pracy, a po badaniach lekarz powiedział mi, że jestem w drugim miesiącu ciąży. Jak byłam przerażona, chciałam, żeby on był blisko.
Wyjaśniłam też, dlaczego tak długo zwlekałam, żeby mu o tym powiedzieć. Tak się stało, bo początkowo wszyscy powtarzali mi, że Marek potrzebuje czasu i na pewno wróci. Więc czekałam, a później było mi coraz trudniej przełamać się, zadzwonić.
– Wiem, źle zrobiłam – kajałam się.
– Teraz trzeba to naprawić – uśmiechnął się. – Wyjdziesz za mnie?
Tuliliśmy się do siebie cały wieczór, rozmawiając o wspólnych planach na przyszłość, o tym, że już nic nas nie poróżni i nie rozłączy…