Mój ojciec zmarł, gdy miałem osiem lat. Trzy lata później moja matka ponownie wyszła za mąż za Sławka. Bez względu na to, jak bardzo moja matka starała się, abym mówił do niego „ojcze”, ja nigdy nie potrafiłem wydobyć z siebie tego słowa.
Sławek nigdy mnie nie skrzywdził, ale często męczył mnie swoimi wykładami i moralizatorstwem. Dręczył mnie tym, że mam nowe spodnie, że zjadłem dwa kotlety, że chcę nową marynarkę, mimo że ze starej już wyrosłem.
Mamie wszystko było jedno, bo Sławek nie oszczędzał na niej, ale ja jakoś całą zimę spędziłem w butach, które były za małe na mój rozmiar. Sławek uznał, że udaję i noga nie może tak szybko urosnąć.
Często mówił mojej matce, że kosztuję go dużo pieniędzy. Nie ponosił jednak żadnych specjalnych kosztów. Od około piątej klasy ubierała mnie babcia i brat taty, wujek Staszek. Opłacali moje wyjazdy na obóz, dawali mi miłe prezenty i poczucie, że mam rodzinę.
Babcia chciała mnie zabrać na stałe, ale mama nie pozwoliła. Do dziś nie wiem dlaczego, ale chyba bała się, że zostanie osądzona przez ludzi, których znała. Opinie innych były dla niej bardzo ważne.
Kiedy stałem się starszy, zacząłem narzekać na uwagi mojego ojczyma, które nieustannie otrzymywałem od niego. A matka? Matka nazwała mnie niezdarą, musiałem całować ręce jej i Sławka, musiałem też dziękować, że mam wszystko. A tak naprawdę, niewiele im zawdzięczałem, poza tym, że miałem gdzie mieszkać i co jeść.
Po skończeniu szkoły powiedzieli mi, że mogę jechać we wszystkie cztery strony świata. Co z radością uczyniłem, wprowadzając się do babci. Wujek opłacił mi studia i wraz z babcią utrzymywali mnie przez kolejne lata, bez żadnych pretensji czy warunków.
Z matką zacząłem się kontaktować dopiero rok później i to tylko telefonicznie. Ani ona, ani ja nie potrzebowaliśmy widzieć się prywatnie. Ona miała Sławka, a ja babcię i wujka.
Nawet po zakończeniu studiów, kiedy szedłem do pracy, nie wyprowadziłem się z domu babci. Nie byłem w poważnym związku, ale z babcią dogadywaliśmy się bardzo dobrze. Mój wujek ożenił się późno, ja byłem na drugim roku, wtedy znalazł sobie wspaniałą kobietę i miał dwóch synów.
Potem zmarła moja babcia i nie zostawiła testamentu, ale wujek zdecydował, że to mieszkanie ma zostać ze mną. W tym czasie mieszkałem z kolegą w akademiku, a to mieszkanie z pomocą wujka wynajmowałem.
Mam teraz trzydzieści trzy lata, żonę, córkę i stabilny biznes, który przynosi mi przyzwoite dochody. Nie staliśmy się jeszcze bogaci, ale mamy wystarczająco dużo środków do życia. Z rodziną wujka utrzymuję bliskie więzi, był na moim ślubie jako ojciec, co bardzo nie podobało się mojej matce i ojczymowi, których po długim namyśle nie zaprosiłem. Nie czuję do nich żalu, ale nie chcę utrzymywać bliższych relacji.
Mój wujek i jego żona zawsze cieszą się, gdy mnie widzą, a moja córka nazywa ich żartobliwie babcią i dziadkiem. Pamiętam, komu zawdzięczam swoje szczęście, bo gdyby wtedy nie pomógł mi wujek, pewnie nie wybrnąłbym z tego beznadziejnego dołka. On i jego żona, moja babcia i moja żona byli dla mnie wsparciem w najtrudniejszych chwilach mojego życia.
Zrobiłem remont w ich domu, wysłałem wujka i jego rodzinę na wakacje, daję często prezenty – robię wszystko, aby moi bliscy byli szczęśliwi. Mogą być niechętni, mogą nawet czasem działać mi na nerwy, ale chcę to zrobić i zrobię to dla nich.
Moja matka męczy mnie moralizowaniem na ten temat. Uważa, że muszę pomagać jej i ojczymowi, bo ona jest moją matką, a ojczym mnie wychował. Dlaczego mój wujek i jego rodzina jeżdżą do uzdrowiska, a nic nie dostają… Teraz kłóci się ze mną o alimenty, ale nie obchodzi mnie to, jeśli będzie trzeba, zapłacę.
Dokonała wtedy wyboru. Niech teraz Sławek płaci za jej spa, kosmetyczkę i inne ekstrawagancje. Nie myślę w ogóle o nich, nie zasługują na to. W swoim życiu otrzymałem więcej ciepła od mojego wujka niż od własnej matki.