Pochodzę z rodziny, w której nigdy nie mówiło się o seksie czy bliskości między małżonkami. Od lat nastoletnich byłam straszona ciążą, która malowana była jako najgorsza tragedia, która może mnie spotkać, ale nikt ze mną nie porozmawiał o tym, jak właściwie się przed nią zabezpieczyć i… jak właściwie mogę w nią zajść.
Rodzice byli prostymi ludźmi
Matka i ojciec nie należeli ani do wykształconych, ani szczególnie emocjonalnie rozwiniętych ludzi. Myślę, że wzięli ślub i założyli rodzinę tylko dlatego, że tak było trzeba. Kwestie takie jak emocjonalne potrzeby dziecka czy dojrzałość do bycia rodzicem były im zupełnie obce. Niestety, tę ubogą, bardzo ograniczoną wiedzę na temat życia, wraz z mało adekwatnym systemem wartości, przekazali mi w wychowaniu.
– Mamo, może bym poszła na studia? – zaproponowałam któregoś dnia niepewnie.
– Oszalałaś? Męża szukaj i dzieci wychowuj! Zaraz będziesz mieć osiemnaście lat, a ja w tym wieku byłam już w ciąży z ojcem – rugała mnie matka.
Nic nie wiedziałam
Nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, żeby zadać sobie pytanie, czy w ogóle chciałabym mieć dzieci, czy męża i czy chciałabym spędzić resztę życia na wsi. Moja droga została już wyznaczona, a ja miałam za zadanie nią podążyć. Jednocześnie, nie miałam zielonego pojęcia o tym, jak właściwie powinien wyglądać związek. O tym, skąd się biorą dzieci, dowiedziałam się właściwie dopiero w szkole, gdzieś w okolicach gimnazjum. Gdy moi rówieśnicy znacząco chichotali na lekcjach, bo wszystkiego dowiedzieli się już wcześniej, ja oblewałam się rumieńcem, bo wszystko, co pokazywała nauczycielka było dla mnie nowe i szokujące.
Gdzieś od tamtego czasu rodzice zaczęli w ogóle mówić ze mną o seksie, jeśli można to tak nazwać. Zaczęli po prostu rzucać mi na odchodne, żebym „nie wróciła z brzuchem”, gdy wychodziłam do koleżanek czy na dyskotekę. Stąd szybko narodziło się skojarzenie, że seks służy wyłącznie do prokreacji, jest brudny, niegodny dziewczyny z dobrego domu i powinien mieć miejsce wyłącznie po ślubie.
Nie kochałam Radka
Gdzieś w liceum zaczął się koło mnie kręcić Radek, dwa lata starszy chłopak, który kończył właśnie technikum w okolicznej wsi. Miał być mechanikiem i przejąć po ojcu nieźle prosperujący warsztat. Tak, to była pierwsza rzecz, którą mówiłam, gdy ktoś mnie o niego pytał. Teraz już wiem, że to dziwne, ale wtedy uważałam, że to zupełnie naturalne.
– O, dobrze, to nie opieraj mu się zbyt długo, bo może być dobrą partią – zachęcała mnie matka, gdy wspomniałam, że Radek chce mnie zabrać na dyskotekę.
– Ale ja nawet nie wiem, czy on mi się podoba… – mruknęłam.
Matka spojrzała na mnie jak na kosmitkę.
– Podoba? A ty myślisz, że ojciec to mi się podoba? Nie o to chodzi w małżeństwie. Ma mieć dobrą robotę, umieć cię utrzymać i być porządnym chłopem – poinformowała mnie twardo.
W ten sposób już wkrótce stałam się dziewczyną Radka. Od początku powiedziałam mu, że ze zbliżeniami czekam do ślubu, więc na mnie nie naciskał. Wiedziałam, że wstrzemięźliwość sprawiała niektórym moim koleżankom problem, ale mnie przynosiła tylko ulgę. Nie przepadałam za bliskością Radka. Zgadzałam się na pocałunki, nawet lubiłam objęcia, ale nic więcej.
– Och, my z Damianem to już ostatnio prawie poszliśmy na całość… Nie mogliśmy się powstrzymać! – chichotała Danka, moja koleżanka z klasy. – Ja nie wiem, jak ty wytrzymujesz z Radkiem, on też jest przystojniak…
– Ja? Normalnie. Nie sprawia mi to problemu – odpowiedziałam bezpośrednio, a koleżanki spojrzały zdziwione.
Szybko wzięliśmy ślub
Radek oświadczył mi się od razu po mojej maturze. Nawet nie pomyślałam, że mogłabym powiedzieć mu „nie”. Przecież był dobrą partią. Jak sobie wyobrażałam nasze pożycie? Ano tak, że będę spełniać swój obowiązek, aż zajdę w ciążę, a potem koniec. Naprawdę byłam przekonana, że tak to wygląda…
– Nie mogę się już doczekać tej nocy – szepnął do mnie Radek w dniu naszego ślubu.
– A co będzie w nocy? – zapytałam naiwnie.
– No jak to co? Nasza noc poślubna! Tak długo na to czekałem…
Przysięgam, że nawet nie przyszło mi to do głowy. Zupełnie nie myślałam o takich rzeczach w dniu ślubu. „Naprawdę? Już? Tak od razu?”, dziwiłam się. „No cóż, niech będzie”.
Nie mogę powiedzieć, żeby Radek robił coś nie w porządku. Był wobec mnie czuły, troskliwy i romantyczny. To jednak nie wpłynęło na fakt, że seks był dla mnie nieprzyjemnym doświadczeniem… Cały czas czułam się winna. Czułam się, jakbym robiła coś, czego nie powinnam, mimo że przecież właśnie się pobraliśmy. Dopiero podczas naszego pierwszego razu zdałam sobie także sprawę z tego, jaki dyskomfort sprawia mi bliskość Radka. Jego dyszenie w moje ucho, jego pot ściekający na moją skórę, jego dłonie dotykające mnie w najbardziej intymnych miejscach… To wszystko przyprawiało mnie o mdłości.
Błagałam Boga o ciążę
Po pierwszym razie myślałam, że będę miała chwilę spokoju. W końcu już odhaczyłam to, co powinnam. Niestety, Radek zaczął się do mnie dobierać już następnego dnia po ślubie.
– To co, może powtórka? – zaproponował flirciarsko, a ja natychmiast zaczęłam wymyślać wymówki.
– Przepraszam, jestem wykończona po wczoraj… – skłamałam i szybko wyślizgnęłam się z łóżka.
„Ile razy będę musiała to jeszcze zrobić, zanim zajdę w ciążę?”, pomyślałam. Miałam nadzieję, że niewiele, bo nie wiedziałam, jak długo wytrzymam współżycie ze swoim mężem. Od razu po ślubie zabrałam się za wyliczanie swojego kalendarzyka i dopuszczałam do siebie Radka w dniach, które wskazywały na owulację. Niestety, mąż inicjował zbliżenia znacznie częściej niż raz czy dwa w miesiącu, a mnie powoli kończyły się wymówki. Czasem odpuszczałam dla świętego spokoju i po prostu czekałam, aż ta obrzydliwość się skończy…
Miałam nadzieję, że z czasem się do tego przyzwyczaję, ale ten moment nie nadchodził. Współżycie z Radkiem nadal mnie obrzydzało: było takie brudne, pełne potu i zdecydowanie zbyt bliskie. Gdy po trzech pierwszych miesiącach prób nie udało mi się zajść w ciążę, byłam zrozpaczona. Wieczorami modliłam się do Boga o to, żeby jak najszybciej obdarował mnie dzieckiem. W końcu moje prośby zostały wysłuchane.
„Nareszcie! Nareszcie spokój, wolność i tylko spokojne oczekiwanie na maleństwo!”, myślałam szczęśliwa.
Radek ucieszył się z ciąży, ale ewidentnie miał zupełnie inny stosunek do współżycia w trakcie oczekiwania na dziecko… Gdy po raz kolejny mu odmówiłam, zapytał mnie zawiedzionym głosem:
– To jak już zaszłaś w ciążę to nie będziemy się więcej kochać?
– No… Ale po co? – odparłam z rozbrajającą szczerością.
Wtedy po raz pierwszy spojrzał na mnie tak, jakbym sprawiła mu ogromną przykrość. W tamtym tygodniu ani razu już nie zaproponował zbliżeń, a ja odetchnęłam z ulgą. „Może warto go było odrzucić, żeby w końcu dał mi spokój”, pomyślałam.
Był nieugięty
Ta faza nie trwała jednak długo. Któregoś dnia Radek wrócił do domu i powiedział, że musimy porozmawiać.
– Kochanie, wiesz, rozmawiałem z lekarzem na temat… naszego pożycia – zaczął nieśmiało, a ja natychmiast oblałam się rumieńcem. – Możemy to wypracować. Powiedział, że wiele par jest na początku niedobranych pod tym względem, ale warto próbować i sprawdzać, co się lubi i co sprawia nam obojgu przyjemność… Ja bym chciał, żeby dla ciebie to też było coś przyjemnego.
„Przyjemnie mi jest, kiedy mnie nie dotykasz!”, pomyślałam z irytacją w myślach.
– Rozumiem – odparłam beznamiętnie, co mąż chyba wziął omyłkową za moją gotowość do wprowadzenia planu naprawczego.
Od tamtej rozmowy wchodzi pod moją kołdrę każdego wieczoru i próbuje mnie dotykać na różne sposoby. Wiem, że to dla niego ważne, dlatego zupełnie nie wiem, jak mu powiedzieć, że nie chodzi o rodzaj dotyku, ani o zrobienie nastroju, ani o porę dnia…
Seks jest dla mnie po prostu zupełnie zbędnym elementem życia. Nie rozumiem, dlaczego ludzie mają na jego punkcie taką obsesję. Przecież to zwyczajnie obrzydliwe! Nie potrafię czerpać z tego przyjemności, a ciągłe pocałunki, objęcia i dotyk ze strony męża są dla mnie niekomfortowe. Nie sądzę, że to się zmieni.