Wychowałam się w skromnych warunkach, ojciec od zawsze miał problem z alkoholem i w naszej rodzinie moje potrzeby były na ostatnim miejscu. Moja mama jakoś to znosiła, ale ja już nie mogłam patrzeć na to wszystko bezczynnie.
Kiedy tylko skończyłam liceum, zdecydowałam się wyjechać na studia do dużego miasta. Miałam już dość tego, że wiecznie byłam głodna, chodziłam w starych zniszczonych ubraniach, a o spokoju w domu mogłam tylko pomarzyć. Moim celem było uniezależnienie się, znalezienie własnej drogi i może trochę spokoju. Mama raczej nie interesowała się moimi planami ani tym, co u mnie słychać, dopóki nie musiała.
Studia to był dla mnie czas otwarcia na świat, ale też ciężkiej pracy i oszczędzania każdej złotówki. Nie miałam czasu ani środków, żeby wspierać rodzinę finansowo, choć czasem wyrzuty sumienia mnie nachodziły. Zawsze jednak kończyło się na krótkim telefonie od mamy, która najczęściej dopytywała, czy nie mogłabym czegoś przesłać. Ja? Przecież to oni powinni pomagać swojemu dziecku!
Pewnego dnia dostałam wiadomość, która zmieniła wszystko. Okazało się, że moja babcia, z którą miałam zawsze dobry kontakt, zapisała mi swój dom na przedmieściach. Dziadek odszedł wiele lat temu, a babcia niedawno zmarła – smutne, ale takie jest życie. Dom był stary, ale z potencjałem i dla mnie to była szansa na nowy start.
Niedługo po tej wiadomości nagle zaczęła dzwonić moja mama. Pierwszy raz od dawna. Na początku myślałam, że może tęskni, ale szybko przeszła do rzeczy. Ojciec miał udar, nie może chodzić i potrzebna jest rehabilitacja, która sporo kosztuje. Wiedziałam o tym, nawet raz odwiedziłam ojca w szpitalu, ale nie przywitał mnie ciepło. Oczywiście, sytuacja była trudna, ale ojciec swoje problemy miał z własnej winy – jego alkoholizm był przyczyną wielu naszych rodzinnych tragedii.
Mama chciała, żebym sprzedała dom i przekazała część pieniędzy na leczenie ojca. Wiecie co, odmówiłam… Tłumaczyłam, że ten dom to mój jedyny majątek i szansa na stabilizację. Zresztą, to jedyna pamiątka po babci. Zależało jej, żeby ta spuścizna nie poszła w obce ręce, dlatego przepisała dom na mnie. Mama próbowała mnie przekonać, błagała mnie, mówiła że jestem jedyną nadzieją i ratunkiem dla ojca, ale ja uważam, że przez lata ojciec sam sobie szkodził i teraz, kiedy w końcu mogę odetchnąć, nie chcę poświęcić wszystkiego.
Kiedy odmówiłam, mama była wściekła. Stwierdziła, że jestem niewdzięczna i że nie dbam o rodzinę. Powiedzcie, czy to była zła decyzja? Jestem niewdzięczną córką, powinnam pomóc ojcu?
Od kilku miesięcy wynajmuję dom, nie mogłam się jeszcze przeprowadzić ze względu na studia. Ale myślę, że jak je skończę, to wprowadzę się do domu babci i na miejscu będę szukała pracy, tam chcę żyć. Z mamą kontakt się urwał, nie rozmawiamy od tamtego czasu. Bardzo boli mnie ta sytuacja, ale musiałam pomyśleć o sobie.