„Haruję na trzy zmiany, a jak wracam z pracy, żona wciska mi dziecko na ręce i wychodzi. Mam zająć się wtedy domem”

„– Chwila! Malwina, ja jestem zmęczony po pracy, a bladym świtem mam kolejną zmianę! – zaprotestowałem w końcu. – A tobie się wydaje, że ja to nie jestem zmęczona? Cały dzień z tym bachorem! Głowa mi pęka! – krzyknęła”.

Gdy żeniłem się z Malwiną, była kochana, uczynna, pracowita i ciągle radosna. Nie narzekała, jak to mają w zwyczaju kobiety, dbała o mnie. W domu zawsze czekał obiad, czyste, pachnące łóżko, a często też zimne piwo.

Zarabiałem na tyle dobrze, że Malwinka nie musiała pracować. Stwierdziliśmy, że będzie się zajmować domem – a że staraliśmy się też powoli o dziecko, cieszyłem się, że będzie miała spokój i nie będzie musiała użerać się z żadnym pracodawcą o urlop macierzyński.

W końcu nasze marzenie się spełniło i Malwina zaszła w ciążę. Niestety, zbiegło się to w czasie z moją utratą pracy.

– Janek, co my zrobimy? – płakała mi w ramię żona.

– Nie przejmuj się, będę harował ile trzeba, żeby niczego wam nie zabrakło – uspokajałem ją.

– Ale nie będziesz miał dla nas w ogóle czasu… Będę z dzieckiem zupełnie sama… – chlipała dalej.

– To przejściowe, nie przejmuj się. Poza tym, jaka sama? Przecież będę ci pomagał po powrocie z pracy! Damy sobie radę.

Wtedy jeszcze nie sądziłem, że weźmie moje dobroduszne obietnice aż tak dosłownie.

To był trudny czas

Córka urodziła się zdrowa i rumiana. Gdy przyszła na świat, miałem już nową pracę, a właściwie dwie. W ciągu dnia byłem mechanikiem w warsztacie, wracałem do domu odpocząć i się przespać, a potem  jeździłem na zmianę do dużej firmy transportowej, gdzie dbałem o auta, regularnie sprawdzałem ich stan i dokonywałem drobnych napraw. Pieniądze się zgadzały, ale byłem wykończony.

Niestety, na to samo narzekała Malwina, chociaż moim zdaniem jej przeciętny dzień był znacznie luźniejszy i mniej wymagający niż mój. Oczywiście, ze względu na moją pracę i to, że potrzebowałem chociaż kilku godzin spokojnego snu w nocy, to Malwina brała na siebie nocne karmienie córki.

Nie można powiedzieć przecież, że ja w tym czasie się obijałem! Zapewniałem sobie odpoczynek wymagany do tego, żeby dalej móc tak ciężko pracować dla mojej rodziny. Kasia, owszem, na początku sporo płakała i dość mało spała, ale nadal, Malwina miała luksus siedzenia w domu, kiedy ja harowałem po 12, a czasem i 16 godzin na dobę, kiedy wpadała jeszcze dodatkowa zmiana.

Żona się zmieniła

Starałem się zrozumieć, że opieka nad niemowlakiem jest wymagająca i potrafi na początku przytłoczyć wiele kobiet, ale miałem wrażenie, że Malwina strasznie dramatyzuje.

– Janek, ja nie dam rady, tego jest za dużo – jęczała, gdy córeczka znowu zaczynała płakać. – Nie słyszę swoich myśli, nie pamiętam, kiedy ostatnio się kąpałam…

– Malwinka, spokojnie. Daj mi ją na chwilę, idź się umyj, zjedz coś i dopiero wróć do nas – uspokajałem żonę w któryś weekend, gdy znowu wpadła w histerię.

W weekendy naprawdę rzetelnie zajmowałem się córką na spółkę z żoną, chociaż sam byłem wykończony po całym tygodniu tak ciężkiej pracy. W dniach powszednich nie miałem na to zwyczajnie czasu – a jednak Malwina zaczęła coraz częściej obarczać mnie swoimi obowiązkami.

– Janek, nie zdążyłam dziś niczego ugotować. Mam wizytę u lekarza, zostań z małą, nakarm ją i zjedz coś na własną rękę! – wyrecytowała szybko wręczając mi Kasię, gdy tylko zdążyłem zdjąć buty po powrocie z pracy.

– Ale… – chciałem protestować, ale nawet nie zdążyłem niczego powiedzieć, a żony już nie było. – No nic, poradzimy sobie – powiedziałem do córeczki i zabrałem się za robienie kanapek.

Liczyłem, że ta sytuacja nie będzie się powtarzać zbyt często, ale niestety, Malwina zaczynała się przyzwyczajać do tego, że po moim powrocie do domu ma zwyczajnie czas wolny! Pracując po kilkanaście godzin dziennie nie byłem w stanie funkcjonować, gdy spałem trzy czy cztery godziny w ciągu nocy, więc byłem coraz bardziej zmęczony i sfrustrowany.

To nie moje zadanie

– Janek, umówiłam się z dziewczynami, weź małą, nakarm ją, a sobie coś zamów – rzuciła mi od niechcenia któregoś dnia, po raz kolejny zbierając się do wyjścia w momencie, kiedy ja wchodziłem do domu.

– Chwila! Malwina, ja jestem zmęczony po pracy, a bladym świtem mam kolejną zmianę! – zaprotestowałem w końcu.

– A tobie się wydaje, że ja to nie jestem zmęczona? Cały dzień z tym bachorem! Głowa mi pęka! – krzyknęła.

– Jakim bachorem? To jest przecież nasze dziecko… – oburzyłem się.

– Ja po prostu potrzebuję chociaż odrobiny czasu dla siebie. Ty wychodzisz do pracy… Wiem, że nie wypoczywasz tam, ale przynajmniej zmieniasz na chwilę otoczenie. A ja ciągle w pieluchach, bajkach, zupkach i pluszakach! Odchodzę już od zmysłów – argumentowała żona ze łzami w oczach.

– A gdzie jest mój czas wolny? Zauważyłaś, że nie mam ostatnio żadnego? Z pracy do pracy, śpię po trzy godziny, a jeszcze po pracy jestem nianią i gosposią! – broniłem dalej swojego.

Była coraz bardziej wściekła

– Jaką nianią i gosposią? To przecież twoje dziecko i również twój dom – zirytowała się znowu.

– Ale nie moje obowiązki! Umawialiśmy się: ja pracuję, zarabiam, żebyś ty mogła siedzieć w domu z Kasią!

– Ładne mi siedzenie w domu! To robota na cały etat, całodobowo! Nikt mi nie zapewnia codziennie pełnych ośmiu godzin snu w spokoju bez wstawania do dziecka, nie mam szansy porozmawiać z nikim dorosłym ani napić się ciepłej kawy przez cały dzień! Naprawdę masz aż tak źle? Czy ty wiesz, że ja nawet do łazienki muszę ją zabierać ze sobą, gdy ciebie nie ma?! – Malwina powoli wpadała w szał.

Patrzyliśmy na siebie ze złością i nie wiedzieliśmy, co dalej zrobić z tą sytuacją.

– Idź, jak chcesz. Ale musimy wrócić do tego tematu, bo tak się nie da funkcjonować – burknąłem w końcu.

Musieliśmy znaleźć jakieś rozwiązanie

Po kilku dniach chłodnego milczenia i utrzymującego się w powietrzu napięcia, postanowiliśmy w końcu usiąść i porozmawiać. Dojście do porozumienia nie było łatwe.

– Malwina, musimy znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Nie możemy dłużej trwać w tym impasie – powiedziałem spokojnie, patrząc prosto w oczy żony.

– Janek, ja naprawdę nie daję rady… Czasem mam wrażenie, że po prostu wyjdę i zostawię ją samą w domu. Jestem wykończona. Nie wiem, kiedy ostatnio przespałam więcej niż dwie godziny ciągiem – odpowiedziała z wyrazem bezradności w oczach.

– Rozumiem, że potrzebujesz chwili dla siebie, Malwina. Ale czy moglibyśmy razem zastanowić się nad rozwiązaniem, które pozwoliłoby nam obojgu odpocząć? – zapytałem, starając się zachować spokój, bo żona dalej kompletnie nie widziała w tej sytuacji mnie.

– Nie wiem – odpowiedziała mi krótko.

– Naprawdę nie widzisz, jak bardzo się dla was staram? Myślisz, że chcę tyle pracować? Tak, wychodzę do ludzi, tak, mogę się napić kawy i porozmawiać z kolegą, ale myślisz, że ja też nie jestem wykończony? – argumentowałem dzielnie.

– No… Nie wiem. Może i faktycznie… Chyba tego nie zauważyłam. Widziałam po prostu, że smacznie śpisz, kiedy ja przez kolejne godziny siedzę z małą i to było dla mnie tak frustrujące, że nie potrafiłam nie być na ciebie wściekła – wyznała.

– Ale wiesz, że nie śpię dlatego, że się lenię i mam zbyt dużo wolnego czasu, ale dlatego, że muszę iść do pracy i mieć siłę.

– No wiem… Po prostu nie myślałam o tym w ten sposób – powiedziała z rozbrajającą szczerością.

Powstał plan działania

Malwina zachowywała się przez ostatnie tygodnie jak kompletna egoistka. Postanowiłem jednak, że odpuszczę żonie. Każda młoda matka przechodzi ciężkie chwile i ma prawo czasem zachować się kompletnie irracjonalnie i głupio.

Udało nam się w końcu wypracować jakiś plan działania. Przejmuję Kasię raz w tygodniu po pracy i następnego dnia rezygnuję z jednej dodatkowej zmiany. W soboty z kolei pozwalam żonie spać do oporu, żeby i ona nabrała sił.

Częściej zapraszamy też do domu znajomych czy rodzinę. Żona martwiła się, czy znajdzie chociażby pięć minut na zjedzenie czegoś czy dolanie sobie soku, gdy do opieki nad dzieckiem dołączymy jeszcze gości. Okazało się jednak, że nasi goście wyrywają sobie Kasię z rąk! Często podczas ich wizyt nie musimy się o nią martwić nawet przez godzinę. I znowu czujemy się trochę bardziej jak kiedyś…

-->