„Córka zaszła w ciążę mając 17 lat. Miała robić karierę, a nie zajmować się bękartem. Bez jej zgody oddaliśmy dziecko”

„Córka była niepełnoletnia, więc wszystkie decyzje prawne mogliśmy podejmować za nią. Zdecydowaliśmy, że zaraz po porodzie dziecko oddamy do adopcji i będziemy udawać, że nic się nie stało. Zdanie ojca dziecka w ogóle nie miało dla nas znaczenia”.

Mamy z mężem jedno dziecko. Wyczekaną jedynaczkę, która była naszym oczkiem w głowie. Staraliśmy się jej uchylić nieba, bo bardzo dobrze nam się powodziło. Ja lekarz, Piotr – adwokat, obydwoje zaganiani w swoich karierach. Miała wszystko, co chciała, byliśmy na każde jej skinienie. Ale może w tym wszystkim w ogóle się nią nie interesowaliśmy?

Mieliśmy co do niej plany

Monika nigdy nie sprawiała nam żadnych problemów. Bardzo dobrze się uczyła, miała swoje pasje, lubiła uprawiać sport, a wieczorami oddawała się lekturze ulubionych książek. Wymarzona córka. Dostała się do najlepszego liceum w naszym mieście, a my zaczęliśmy wtedy snuć plany co do jej przyszłości. Widzieliśmy ją jako panią doktor o niszowej specjalizacji, co zapewniłoby jej bardzo dobre życie.

Z początku córka nie oponowała, wspólnie zastanawialiśmy się nad wyborem uczelni medycznej. Jednocześnie zapewnialiśmy ją o tym, że będzie mogła liczyć na nasze wsparcie finansowe. Ona miała się tylko spokojnie uczyć i budować swoją karierę.

Może zapatrzeni w wizję przyszłości zapomnieliśmy skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz? Nie zauważyliśmy, że nasza córka przestała być dzieckiem i obudziła się w niej młoda kobieta? Dlaczego nie zwróciliśmy uwagi na to, jak bardzo zaczęła się interesować chłopakami i spędzaniem z nimi czasu? Może gdybyśmy poświęcili trochę czasu na szczerą rozmowę z córką na temat zabezpieczania się przed niechcianą ciążą, nasze życie nie stałoby się koszmarem?

Monika poznała Jacka w liceum, chodzili do równoległych klas. Razem z mężem uważaliśmy, że jest to jedynie platoniczne zauroczenie, które kończy się jedynie na trzymaniu się za ręce i pocałunkach w policzek. Chyba zapomnieliśmy, że nasza córka ma już 17 lat, a młodzież w tym wieku pierwsze doświadczenia seksualne ma już za sobą… Mówiła nam, że wychodzą razem do kina albo że idą na domówkę do znajomych. Ale czy taka była prawda? Może ten czas spędzali w łóżku? Jak czas pokazał, najpewniej właśnie tak było.

Myślała, że nie zauważymy?

Pewnego dnia, gdy odsypiałam nocny dyżur w szpitalu, nagle rozległ się dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu pojawił się napis „szkoła”, więc od razu wiedziałam, że coś się stało.

– Pani Łucjo, Monika zemdlała na zajęciach wychowania fizycznego. Zadzwoniliśmy po pogotowie, które zabrało ją do szpitala – poinformowała mnie dyrektorka szkoły

Wkładając na siebie przypadkowe ubrania, zadzwoniłam do męża i zdałam mu relację z rozmowy. Obydwoje spotkaliśmy się przy wejściu do szpitala i rzuciliśmy się w kierunku rejestracji.

– Dzień dobry, pogotowie przywiozło tu naszą córkę. Chcielibyśmy wiedzieć, na którym oddziale możemy ją odwiedzić – zapytaliśmy rejestratorki.

– Już sprawdzam, chwileczkę… – pielęgniarka wpisywała do systemu nasze nazwisko, co dla mnie trwało wieczność – Państwa córka jest na oddziale ginekologicznym. Proszę wjechać windą na piąte piętro. Tam się państwo wszystkiego dowiecie.

Ginekologia? Dlaczego Monika tam się znalazła? Czy na innych oddziałach nie było wolnych łóżek? Patrzyliśmy na siebie z mężem zdumieni, bo nic z tego nie rozumieliśmy. Na oddziale od razu zaprowadzono nas do sali córki, akurat był u niej lekarz dyżurny. Właśnie przeprowadzał badanie USG brzucha Moniki.

– Panie doktorze, co się stało mojej córce? Co jej dolega – wykrzyknął Krzysztof

– Gratuluje państwu, za jakieś pięć miesięcy zostaniecie dziadkami…

– Co? Jak to możliwe? – czułam, że krew odpływa mi z mózgu i zaraz ja będę potrzebowała pomocy medycznej.

– Mają państwo dziecko, więc zapewne zdajecie sobie sprawę, skąd się biorą dzieci… – odparł i wyszedł z sali.

Początkowo doznaliśmy szoku, później ogarnęła nas wściekłość. Zaczęliśmy krzyczeć na Monikę, która zanosiła się łzami.

– Miałaś robić karierę, a nie zostać gówniarą z dzieckiem! Co ty miałaś w głowie, dziewczyno? Rozum postradałaś? – darłam się na nią.

Teraz strasznie wstydzę się swojego zachowania, bo zamiast ją przytulić, wyzywałam ją. Po chwili Krzysztof wyprowadził mnie na korytarz i tam podjęliśmy decyzję o losach Moniki i dziecka. Córka była niepełnoletnia, więc wszystkie decyzje prawne mogliśmy podejmować za nią. Zdecydowaliśmy, że zaraz po porodzie dziecko oddamy do adopcji i będziemy udawać, że nic się nie stało. Zdanie ojca dziecka w ogóle nie miało dla nas znaczenia.

– Monika, co do tego nie ma żadnej dyskusji. Tak postanowiliśmy i tak będzie. Nie próbuj się buntować.

Byłam przekonana, że robię dobrze

Po powrocie ze szpitala Monika na pozór zachowywała się normalnie. Stała się nieco bardziej milcząca i wycofana. Normalnie uczęszczała do szkoły i brała udział w lekcjach, jednak z każdym tygodniem było widać, że dokuczają jej spojrzenia kolegów i koleżanek z klasy. By mieć ją ciągle na oku, zdecydowaliśmy się na nauczanie indywidualne do czasu porodu.

Ten dzień nadszedł w kwietniu. Po kilkunastu godzinach porodu na świat przyszła dziewczynka. Nie pozwoliliśmy Monice przytulić dziecka, ani go zobaczyć. Zdecydowaliśmy o natychmiastowym oddaniu dziecka do adopcji. Mieliśmy do tego prawo, bo jako prawni opiekunowie niepełnoletniej córki decydowaliśmy również o losie jej dziecka. Monika rozpaczała i błagała nas o zmianę decyzji, my jednak pozostaliśmy nieugięci.

– Monika, jak zejdą z ciebie emocje, to docenisz naszą decyzję. Nie chcemy, byś zrujnowała sobie życie. Masz się uczyć, przed tobą kariera. Nie pozwolimy na to, by jakieś przypadkowe dziecko zaprzepaściło twoje szanse! – cały czas jej to tłumaczyliśmy.

Kolejne miesiące upływały nam spokojnie. Monika wróciła do szkoły dopiero we wrześniu. Wobec nas zachowywała się chłodno, nie chciała z nami rozmawiać, odpowiadała półsłówkami. Atmosfera między nami była ciężka. Nie poruszaliśmy tematu jej córki, bo dla nas sprawa była zamknięta. Pozbyliśmy się problemu, troszcząc się o naszą jedynaczkę. Myśleliśmy, że za jakiś czas Monika to zrozumie i nie będzie nas za nic obwiniała, jednak bardzo się co do tego pomyliliśmy…

Po prostu zniknęła

W listopadzie Monika skończyła 18 lat. Nie chciała wyprawiać urodzin dla kolegów i znajomych, my jednak chcieliśmy uczcić ten wyjątkowy dzień. We trójkę poszliśmy do wystawnej restauracji w centrum miasta, zjedliśmy kolację i wznieśliśmy toast. Monika była wówczas w bardzo dobrym humorze. Myślę, że już wtedy była całkowicie skupiona na tym, co stanie się w przeciągu kilku następnych godzin, a przed nami udawała, że wszystko jest w porządku.

Nazajutrz, gdy weszłam do pokoju, by obudzić ją do szkoły, w jej łóżku zastałam pustkę. Zaczęłam jej szukać, chodziłam po całym domu i wołałam ją. Odpowiadała mi głucha cisza. Obudziłam Piotra, który również był bardzo zaskoczony. Próbowaliśmy dodzwonić się na komórkę Moniki, ale była wyłączona. Gdy ponownie weszliśmy do pokoju córki, na jej biurku zobaczyliśmy list.

Mamo, tato. Nigdy Wam nie wybaczę tego jak potraktowaliście mnie i moje dziecko. Nie chcę Was znać. Jestem dorosła, więc od dzisiaj sama będę o sobie decydować, bo wiem, co jest dla mnie najlepsze. Nikt nie skrzywdził mnie tak, jak wy. Nie szukajcie mnie, nie starajcie się nawiązać kontaktu. Nie chcę tego.

Te kilka zdań złamało mi serce. Byłam przekonana, że Monika uporała się z oddaniem dziecka i zaczęła żyć na nowo. Teraz czarno na białym miałam dowód, że po raz kolejny nic nie wiedziałam o swoim dziecku… Monika spakowała się w jedną walizkę, zabrała kilka najbardziej osobistych rzeczy i zniknęła z naszego życia. Oczywiście od razu rozpoczęliśmy poszukiwania. W pierwszej kolejności udaliśmy się na policję, jednak tak spotkało nas rozczarowanie – nie przyjęto od nas zgłoszenia o zaginięciu.

– Proszę państwa, z tego co widzę córka zniknęła z własnej woli. Jest dorosła, więc mogła to zrobić – tłumaczył posterunkowy – To częste sytuacje, kiedy ktoś chce zacząć wszystko od nowa i zrywa kontakt z rodziną. Cieszcie się, że córka was o tym poinformowała.

Z czego miałam się cieszyć? Byłam przerażona i pełna żalu. Wiedziałam, że to wszystko przez nasze zachowanie. Może gdybyśmy postąpili inaczej, może gdybyśmy posłuchali próśb Moniki? Teraz było już za późno na takie gdybanie, wiedziałam, że to wszystko nasza wina.

Monika zniknęła 4 lata temu. Przez ten czas nie nawiązała kontaktu z nikim ze znajomych, ani z rodziny. Jej telefon milczy, a jej konta na mediach społecznościowych zostały usunięte. Na prywatnych detektywów wydaliśmy fortunę, byliśmy u jasnowidza i wróżki. Nikt nie był w stanie odpowiedzieć nam na pytanie, gdzie jest nasza córka. Wszystkie tropy prowadziły donikąd. Nie mam pojęcia, czy Monika żyje…

Mam nadzieję, że nasza córka się kiedyś do nas odezwie i nam wybaczy. Codziennie zastanawiam się, czy taki dzień nastąpi. Bardzo żałuję, że przy narodzinach naszej wnuczki tak postąpiliśmy. Oddałabym wszystko, by cofnąć czas. Chciałabym przytulić swoje dziecko i powiedzieć Monice, że bardzo ją kocham…

-->