– Mamo, ciocia Andzia znowu dzwoniła – Natalka wystawiła głowę ze swojego pokoju, gdy tylko weszłam do domu. – Prosiła, żebyś oddzwoniła.
– A mówiła coś? – zapytałam.
– Pytała, jak mi idzie w szkole, i kiedy do nich przyjedziemy – Natalka na chwilę zamilkła, a potem zapytała. – A właściwie, to dlaczego tak rzadko tam jeździmy? Na wsi jest fajnie.
Mruknęłam coś pod nosem i poszłam do kuchni
Natalka jest mądra, ale ma dopiero dwanaście lat, nie ma sensu wciągać ją w rodzinne brudy i historie sprzed lat. Zwłaszcza, że są bolesne i rany jeszcze się nie zagoiły… Miałam niespełna 19 lat, gdy zaszłam w ciążę. Zdawałam maturę, w planach miałam studia. A w głowie i w sercu Roberta. Chłopaka z miasta, w którym było moje liceum. Tam go poznałam. Przychodził pod moją szkołę razem z kumplem, który podkochiwał się w jednej z moich koleżanek. Byłam pewna, że to ten jedyny, zakochałam się Robert zaczepił mnie kiedyś i zapytał, czy nie wiem, gdzie w pobliżu jest fajna knajpa.
– Nie wiem, co znaczy dla ciebie fajna – odpowiedziałam. – Tu obok jest wietnamski barek, a nieco dalej kawiarnia. Ale to chyba wiesz, bo zdaje się, że twój kumpel tam właśnie zabiera Marzenę?
– Znasz ją? – zapytał, pocierając śmiesznie ucho.
Potem się zorientowałam, że to taki tik – zawsze tak robił, gdy był zdenerwowany.
– Nie bardzo, gramy tylko razem w siatkówkę – przyjrzałam mu się.
Podobał mi się. Wysoki szatyn, z zadartym nosem. Miał fajną fryzurę – niby zwykłą, ale dopracowaną.
– A… A ty lubisz wietnamską kuchnię? – zapytał i znowu potarł ucho.
– Tak, ale nie mam czasu, muszę wracać do domu – powiedziałam szczerze. – Mieszkam na wsi i następny autobus mam dopiero za dwie godziny. Mama by się denerwowała.
– To może jutro? – nie odpuszczał.
Zgodziłam się. I już podczas tego pierwszego spotkania przekonałam się, że jest inny od większości chłopaków, jakich znałam. Chodził do technikum budowlanego, to była jego prawdziwa pasja. Wyznał, że zastanawia się nawet nad studiami inżynierskimi. Gdy powiedziałam, że ja też wybieram się na studia, na rachunkowość, zdziwił się.
– Dziewczyna i ścisłe studia – pokręcił głową. – Jesteś niesamowita.
Ale to on był niesamowity
Pewnie dlatego już po dwóch miesiącach spotkań wylądowaliśmy w łóżku. Byłam pewna, że to ten jedyny. Niestety, ten pierwszy raz miał poważne konsekwencje. I niestety, Robert nie potrafił ich udźwignąć.
– Jak to: jesteś w ciąży? – krzyczał, gdy z płaczem pokazałam mu dwie kreski na teście. – Przecież kochaliśmy się tylko raz!
– No i wystarczyło – łkałam. – Myślałam, że to bezpieczne dni, że mogę.
– Ja chodzę do szkoły i myślałem o studiach!
– A ja to co?! – nie wytrzymałam. – Zastanowiłeś się, co ja czuję?
Wiem, że był zdenerwowany, ale ja jeszcze bardziej. Musiałam przecież powiedzieć rodzicom. Po ostatnim egzaminie wyznałam im prawdę. Wściekli się.
– Jesteś niepoważna – krzyczała mama. – Co ty sobie wyobrażasz? A w ogóle, to kto jest ojcem?
– Nieważne, ja sama wychowam dziecko – uniosłam się dumą.
– Sama?! Sama?! – wrzeszczał ojciec. – A on co? Zrobił i umył rączki. Kim jest ten gówniarz?
– To nie gówniarz i nie powiem, kim jest – chciałam być twarda, ale nie wytrzymałam napięcia i rozpłakałam się. – Ja chcę urodzić to dziecko! Wiem, że popełniłam błąd, ale go nie usunę.
– Bękarta chcesz chować pod moim dachem? Nigdy w życiu – ojciec grzmotnął pięścią w stół ze złości.
Wyrzucili mnie z domu. Tak po prostu. Wtedy dotarło do mnie, jacy są zakłamani. Biegali co tydzień do kościoła, ale woleliby, żebym usunęła ciążę, niż przyniosła im wstyd. Panna z dzieckiem! Pakowałam walizkę, połykając łzy strachu i upokorzenia… Myślałam, że siostra mi pomoże. Rozczarowałam się.
– Nie spodziewałam się tego po tobie – powiedziała Andzia, opierając się o framugę. – Pomyślałaś o rodzinie? O nas? Jestem od ciebie starsza i nie mam męża. A teraz? Kto będzie chciał siostrę tej, co urodziła bękarta?
– Mamy XXI wiek – wysapałam. – Naprawdę jesteś taka zacofana? Sądziłam, że mnie zrozumiesz.
– A co tu rozumieć – wzruszyła ramionami. – Zabawiłaś się, to teraz masz.
Jedynie mój brat zachował się w miarę rozsądnie. Wsadził mnie do samochodu i zawiózł do miasta.
– Masz jakiś pomysł, co zrobić? – zapytał, zatrzymując się na parkingu przed jakimś budynkiem.
– Nie – pokręciłam głową. – Chciałam studiować, ale teraz… Nie wiem, co robić.
– Tak myślałem – Jacek westchnął. – Masz, tu są moje oszczędności. Znalazłem w internecie kilka adresów domów dla samotnej matki. Przed jednym stoimy. Ale wiesz… Lepiej, żebyś wyjechała gdzieś dalej. Jak tu zostaniesz, to ludzie się dowiedzą.
– Ty też się mnie wstydzisz – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.
– A co mam zrobić? – speszył się. – Zrozum, to mała wieś. Jak cię będę bronić, to i mnie wytkną, a rodzice przeklną. Sorry, siostra.
Zabrałam walizkę i poszłam do schroniska
Okazało się, że to taki przytułek dla samotnych. Powiedziałam, że wyrzucono mnie z domu, że nie mam się gdzie podziać… O ciąży nie wspomniałam. W naszym miasteczku już wtedy działała kafejka internetowa. Sprawdziłam adresy przytułków w Warszawie, ceny biletów, oferty pracy. I warunki przyjęcia na studia. Bo pomyślałam, że gdy zacznę, to jakoś to będzie. W ostatniej chwili wysłałam jeszcze mejla do Roberta. Że rodzice wyrzucili mnie z domu i wyjeżdżam. Przyszedł do przytułku ostatniego dnia. Miał ze sobą plecak.
– Dobra, przegiąłem, ale cię nie zostawię – powiedział. – Jedziemy razem. Skoro ty wierzysz, że sobie poradzisz w mieście, w ciąży, bez grosza, to ja też dam radę. W dodatku mam pieniądze, bo starzy dali mi kasę na studia.
– Powiedziałeś im? – zapytałam, szczęśliwa, że ze mną jedzie.
– Jeszcze nie – pokręcił głową.
O nic więcej nie pytałam. Ważne, że chciał ze mną być, że mnie nie zostawił. Uwierzyłam, że damy sobie radę. Łatwo nie było. Oboje ledwie po maturze, ja w ciąży. Na szczęście, dostaliśmy się na studia. On na politechnikę, ja na uniwerek. Wynajęliśmy pokoik, ale kobieta po dwóch miesiącach zorientowała się, że jestem w ciąży.
– Na dziecko się nie godzę – powiedziała. – Nie wyrzucam was, ale musicie zacząć szukać nowego lokum. Ja wynajmuję studentom, nie mogę im zafundować płaczącego niemowlaka za ścianą. Rozejrzyjcie się za czymś.
Nie miałam do niej pretensji. Tym bardziej że w sumie to ona znalazła nam nowe lokum.
– Moja ciotka, starsza pani, ma pokój do wynajęcia – powiedziała. – Lubi dzieci i psy, w dodatku ma ogródek. Rozmawiałam z nią i chętnie wam wynajmie. Tyle że ona jest bardzo wierząca, a wy chyba ślubu nie macie?
No nie mieliśmy, ale Robert totalnie mnie zaskoczył.
– Najbliższy termin jest za miesiąc – powiedział pewnego dnia, po powrocie z zajęć. – Na przyjęcie nas nie stać, ale przecież nie o to chodzi.
– O czym ty mówisz? – nie zrozumiałam. – Jaki termin?
– No ślubu – speszył się nagle. – Chyba… Chyba wyjdziesz za mnie, nie?
Może nie były to najbardziej romantyczne oświadczyny na świecie, ale do dziś wspominam je z rozrzewnieniem.
Tak jak i ślub – cichy i bez rodziny
Znaczy, bez mojej. Robert odważył się powiedzieć prawdę rodzicom. Nie byli zachwyceni, ale zaakceptowali wybór syna. Ja swoim nic nie powiedziałam. Pewnie teraz, gdy zamiast bękarta będzie ślubne dziecko, pewnie znów przyjęliby mnie do rodziny, ale szczerze mówiąc, miałam to w nosie. Nie mogłam im darować tego, co zrobili.
Wiele zawdzięczamy moim teściom. I nieoczekiwanie, właścicielce naszego mieszkania. Zawsze była gotowa poczekać na opłaty, gdy brakowało nam pieniędzy. Zgodziła się też, żeby w zamian za część czynszu Robert dbał o porządek w jej ogrodzie, z którego my też korzystaliśmy, i robił naprawy w domu. Ale największą pomoc dostałam od niej, gdy na świecie pojawiła się Natalka. Akurat zdałam egzaminy z pierwszego semestru i zastanawiałam się, co dalej? Dziekanki na pierwszym roku zazwyczaj nie dają, a przecież nie mogłam chodzić na zajęcia z niemowlakiem!
– Dużo masz, Madziu, tych zajęć? – zapytała pewnego dnia pani Wiesia, gdy wyszłam z małą na chwilę do ogrodu.
– Trochę jest – westchnęłam. – Z wykładami sobie poradzę, ale najgorsze są ćwiczenia. Muszę na nich być…
– Słuchaj, to może przez ten czas ja zostanę z Natalką – zajrzała do wózka i uśmiechnęła się. – Chyba jeszcze coś pamiętam, a dzieci miałam pięcioro. I dwoje wnuków wyniańczyłam.
– Naprawdę?! – ucieszyłam się, ale zaraz przyszła refleksja. – Ale da pani radę?
– Zobaczymy – kiwnęła głową.
Dawała radę
Bardziej ona niż ja, bo ja każde rozstanie z małą mocno przeżywałam. Ale nie było wyjścia. Robert studiował, a wieczorami pracował. Ja musiałam się uczyć. Te pierwsze lata wspólnego życia były dla nas strasznie ciężkie. Padaliśmy z nóg, przemęczeni nauką, pracą i pielęgnowaniem małej. Bieda bez przerwy zaglądała nam w oczy. Rodzice Roberta sami niewiele mieli, więc chociaż nas wspierali, to żyliśmy bardzo, bardzo skromnie. Moi się nie odzywali. Raz tylko dostałam mejla od brata. Pytał, jak mi się wiedzie… Napisał też, że Andzia wyszła za mąż.
Nie wspomniał nic o rodzicach, a ja tylko odpisałam, że sobie radzę, a Natalka jest zdrowa. Nie czułam się dobrze z tym wszystkim. Udawałam, że nic mnie to nie obchodzi, że zapomniałam o rodzicach. Ale to nie była prawda. Wcale o nich nie zapomniałam. Bolało mnie, że zostałam przez nich tak potraktowana, ale chyba jeszcze bardziej, że w ogóle nie interesowali się tym, co się u mnie dzieje. Czy w ogóle żyję? Minęło przecież ponad dwa lata od mojego wyjazdu! Nic ich nie obchodziłam.
Mój mąż postanowił założyć firmę. Kibicowałam mu! Całe szczęście, że między mną a Robertem wszystko dobrze się układało. Może sprawiła to bieda, a może fakt, że ciągle żyliśmy w biegu i nie mieliśmy czasu na kłótnie o drobiazgi. Okres naszego docierania się minął zatem bezboleśnie, a my nadal potrafiliśmy się cieszyć każdą chwilą spędzaną razem. Udało nam się skończyć studia. Co prawda Robert miał roczny poślizg, bo w pewnym momencie zdecydował się założyć własną firmę.
– Ja dostaję ochłapy, a on zgarnia kokosy – złościł się na swojego szefa. – W dodatku kantuje klientów, oszczędza na materiałach. Spróbuję sam. Na robocie się znam, rozeznanie rynku też już mam. Gadałem z chłopakami. Elektryk i malarz powiedzieli, że będą mi pomagać.
No i ruszył z firmą. Co prawda, kiedy okazało się, że czasem musi wybierać pomiędzy nauką a remontami, to zastanawiałam się, czy nie namówić go, by dał sobie spokój. Ale obiecał mi, że to tylko rok, że potem skończy studia. I dotrzymał słowa. Trafił idealnie. W tamtych latach ludzie kupowali mieszkania na potęgę, a dobrzy fachowcy byli na wagę złota. Zwłaszcza że wielu wyjechało za granicę, konkurencja nie była duża. A Robert miał dobre ceny, robił solidnie i wszyscy go chętnie polecali. Natalka miała sześć lat, kiedy zdecydowaliśmy się kupić dom. Częściowo na kredyt, ale przy zarobkach Roberta raty nie wydawały się zbyt wysokie. Księgowość prowadziłam sama, więc dobrze wiedziałam, jak firma prosperuje!
Zaczęliśmy zupełnie nowe życie
Z biednych studentów nagle staliśmy się właścicielami domu. Byliśmy zdrowi, nie mieliśmy kłopotów finansowych – czasami miałam wrażenie, że to sen, że to nie dzieje się naprawdę. Byłam szczęśliwa. No może poza momentami, gdy przypominali mi się rodzice. Pewnego dnia, robiąc zakupy, spotkałam Andzię.
– Co ty tu robisz? – wydukałam zdumiona, patrząc na siostrę.
Niewiele się zmieniła.
– A ty? – zapytała równie zaskoczona, taksując mnie wzrokiem.
– Ja tu mieszkam – odpowiedziałam, odzyskując przytomność umysłu.
No tak, nie wiedziała tego, bo przecież guzik ją to obchodziło!
– Od ponad dziewięciu lat. Wyrzuciliście mnie z domu i musiałam sobie poradzić.
Ból i żal wybuchły we mnie ze zdwojoną siłą
– Ale chyba dobrze ci poszło? – zauważyła jakby z zazdrością, patrząc na moje buty.
Fakt, akurat kupiłam niedawno markowe włoskie kozaki. A właściwie Robert mi je podarował na urodziny, chociaż się broniłam, bo były bardzo drogie. Ale przy tym wygodne i ładne. I chociaż nie jestem zwolenniczką obnoszenia się z markowymi ciuchami, nagle poczułam chęć zaimponowania Andzi. Ból i żal wybuchły we mnie, spotęgowane dodatkowo zawiścią, jaką u niej spostrzegłam.
– A tak, powodzi mi się – powiedziałam z satysfakcją. – Urodziłam dziecko, a jego ojciec ożenił się ze mną. Mamy firmę, dom, dobrze nam się wiedzie. A co u ciebie?
Widziałam, jak przygryza ze złości wargę i pomyślałam ze smutkiem, że przez tyle lat, kiedy mieszkałyśmy razem, jakoś nie zauważyłam u niej takiego egoizmu i materializmu. Zastanowiłam się, czy u rodziców też przegapiłam tę małostkowość.
– Wyszłam za mąż, mam dwóch synów, a teraz czekamy na córkę – powiedziała, głaszcząc się po brzuchu. – Mieszkamy z rodzicami, też mamy w planach budowę domu – spojrzała na mnie z niepewnością. – Może przyjechalibyście do nas na weekend? Rodzice się ucieszą.
– Wyrzucili mnie z domu – przypomniałam jej. – Ty też mnie nie zatrzymywałaś…
– Daj spokój, stare czasy – machnęła ręką i zaczęła trajkotać. – Martwili się o ciebie, naprawdę.
– I przez tyle lat nie próbowali się ze mną skontaktować? – wycedziłam.
– Oj, wiesz, już są starzy… Ale czasem o tobie rozmawialiśmy. Naprawdę, powinnaś przyjechać. I daj mi swój numer, jak będę znowu w Warszawie, to chętnie wpadnę do ciebie.
Dałam jej numer domowy
A wieczorem opowiedziałam o wszystkim mężowi. Widział, że jestem wzburzona.
– Myślę, że jednak powinnaś się z nimi zobaczyć – powiedział.
– Zwariowałeś? – krzyknęłam. – Po tym, jak wyrzucili mnie z domu, jak się mną nie interesowali przez lata?
– Ale ciągle przez to cierpisz – wyjaśnił łagodnie i pogłaskał mnie po dłoni. – Stare sprawy trzeba załatwiać. Po co masz się zadręczać?
Nie byłam przekonana, ale następnego dnia zadzwonił telefon. To była mama, która aż popłakała się do słuchawki. Mówiła, że tak za mną tęsknili, że nie wiedzieli, gdzie mnie szukać. Prosiła, żebyśmy przyjechali. Ja też najpierw poryczałam się jak bóbr, a potem poczułam ulgę. Jak dobrze znowu było ją usłyszeć! Nagle zniknął gdzieś ten nieustający ból, żal rozmył się w radości. Natychmiast przyjęłam jej zaproszenie. A przyjęli nas z radością i wystawnie. Dopytywali, co robimy, mama zachwycała się Natalką, tata dyskutował z Robertem o budowie. A ja chłonęłam wieści od mamy, Andzi i Jacka. Nagle usłyszałam, że tata narzeka na koszty materiałów, i że Robert zaoferował się załatwić je za niższą kwotę.
– Ale to i tak niewiele daje – tata pokiwał głową. – My właściwie nic nie mamy. Trzeba by pożyczki brać…
Zdrętwiałam. Nagle zobaczyłam rzeczywistość bez nutki nostalgii, bez otoczki rodzinnej atmosfery. Musiałam wyjść na chwilę z pokoju, bo poczułam, że zemdleję. Z całą mocą dotarło do mnie to, o czym moi rodzice i siostra ciągle mówili: że nie mają pieniędzy, że potrzebują kasę na wykończenie domu, że syn Andzi nie ma roweru, że tacie zaraz rozleci się samochód.
Oni liczyli, że im damy kasę!
Wyszłam na dwór i wzięłam kilka głębokich wdechów. To nie może być prawda! To niemożliwe! Ale wiedziałam, że tak jest. Oni nie chcieli się ze mną zobaczyć! Dowiedzieli się od Andzi, że dobrze nam się powodzi i dlatego nas zaprosili… Ja i moja rodzina się nie liczymy! Nie wiem, dlaczego wtedy nie wybiegłam od nich, nie zażądałam natychmiastowego powrotu do domu. Chyba dlatego, że Natalce podobało się u babci, Robert odpoczywał na wsi, a ja byłam w rodzinnym domu. To pewnie z tego powodu widujemy się z nimi co jakiś czas. Oczywiście zawsze przyjeżdżamy z prezentami. Pieniądze na samochód tacie też pożyczyliśmy. Na razie nie oddał ani jednej raty. Za to z dumą oprowadza nas po wsi, opowiadając znajomym i rodzinie, jaką to ma wspaniałą córkę, w którą zawsze wierzył.
Rodziny się nie wybiera, wiem. Ale z trudem wytrzymuję te pokazówki. A jedyne, co zyskałam przez te ostatnie lata, kiedy rodzice z zachwytem odzyskali córkę, a raczej dostęp do jej konta, to fakt, że teraz cierpię coraz mniej. A nawet dochodzę do wniosku, że to dobrze, że mnie wtedy wyrzucili. Bo gdybym tu została, to nie miałabym własnego, cudownego, pełnego miłości i szczerości świata. Może nawet nie miałabym rodziny, bo nie wiadomo, czy Robert by się ze mną ożenił. A tylko on i Natalka są moją prawdziwą rodziną.