Po śmierci babci, sortując jej rzeczy, natknęłam się na piękny szal, do którego przyczepiony był testament, napisany odbijającymi się, poszarpanymi, ledwo czytelnymi literami

Moja babcia znała wszystkie moje przyjaciółki. Każdą z nich wspierała, gdy któraś z nich tego potrzebowała.

Właściwie była niewidoma i nie widziała żadnej, ale jakoś wyczuwała, kiedy Ola się uśmiechała albo jak Kasia płakała… Potrafiła też powiedzieć, jaki mają odcień włosów.

– Ola potrzebuje nowego szalika na zimę. Babciu, może mogłabyś jej zrobić taki?

Kilka dni później babcia siedziała w ciemności i coś szeptała, a jej ręce zwinnie pracowały. Trzy dni i szalik był gotowy. Czapkę dziergała w jeden dzień, a szal zaledwie w trzy.

Wcześniej poprosiła mnie o rozmowę i zapytała o moją przyjaciółkę, dla której chciała wydziergać. Jak sobie radziła w szkole, jakie miała kłopoty, czy miała chłopaka, kim są jej rodzice. Zawsze myślałam, że jest ciekawa, bo jest niewidoma. Nie widzi nikogo i żyje w swoim własnym świecie. Nie wie, że moja przyjaciółka snuje się z papierosem w zębach po imprezach w poszukiwaniu znajomości, ale oczyma wyobraźni widzi ją, jak ta przechadza się po pokoju z grubą książką w ręku, siada i patrząc w dal otwiera na chybił trafił pożółkłe strony.

Wprowadzałam babcię w błąd, wspierając jej pragnienie, by moje koleżanki były dziewczynami z porządnych rodzin. Kasia mieszkała na niebezpiecznym i patologicznym osiedlu, ale opowiadałam o niej, jako znakomitej uczennicy. Tereska prowadziła ryzykowne i wolne życie, a od niedawna w ciąży z nieznajomym, w moich opowieściach jawiła się jako narzeczona zdolnego studenta, w którym w rzeczywistości była jedynie beznadziejnie zakochana. Majka cicha i skromna dziewczyna, która z wzajemnością skrycie wzdychała do naszego młodego wykładowcy, w opowieści była z nim już w szczęśliwym związku.

Nigdy nie miałam pewności, czy babcia wierzy w moje historie. Przytakiwała cicho w odpowiedzi, a w milczeniu przełykała ślinę, zagryzała wargi i przejeżdżała palcami po pokrowcach kanapy. Czasem mnie ponosiło i patrzyłam na nią, a ona wpatrywała się we mnie, jakby coś wiedziała. Za każdym razem czułam się niekomfortowo, ucinałam naszą rozmowę i znikałam w swoim pokoju.

Wymyślałam różne kłamstwa, a gdy patrzyłam w górę, babcia wpatrywała się we mnie, jakby czegoś się domyślała.

Z moją babcią trafiłyśmy na siebie w bardzo smutnych okolicznościach. Rodzice rozwiedli się, a mama zostawiła mnie babci i wyjechała za granicę, „żeby zmienić otoczenie”, jak to określiła. Od tamtej pory nie widziałam jej. Szukałyśmy jej, ale bez większego efektu, jakby zniknęła w powietrzu.

Tata, zanim mama zniknęła, ożenił się i wyemigrował. Odkąd skończyłam 13 lat, nie mam z nim żadnego kontaktu.

Moja babcia mówiła, że mam piękne imię, Zosia, bo oznacza „życie”. Chodziła do kościoła i zabierała mnie tam, ale w wieku 15 lat sama zdecydowałam, że kościół nie jest dla mnie. Wkrótce babcia stała się niewidoma i zapuściła korzenie na swojej kanapie. Teraz już studiowałam inżynierię, a wcześniej jeszcze otrzymałam dyplom miejskiej szkoły artystycznej, ale to było jeszcze wtedy, kiedy moi rodzice byli razem.

Wydziergany prezent od babci pierwsza otrzymała Kasia.

Szła pewnego dnia wzdłuż ogrodzenia z kutego żelaza, owijając wokół siebie nowy bladoróżowy szalik z czerwonymi frędzlami i wsłuchując się w dźwięki wiosny. Niebo w południe stawało się jasne i biało-niebieskie. Wysokie zaspy topniały, strumienie z pękającą krą płynęły, a ptaki śpiewały na cześć nadchodzącego ciepła. Zwyczajowa rutyna Kasi – kawa i papieros – z jakiegoś powodu uniemożliwiała jej teraz swobodne oddychanie: jakby coś uciskało na przeponę. Miała poczucie, że jej oddech, z nutami nikotyny, „brudzi” czyste, słonawe wiosenne powietrze. Zatrzymała się, wyjęła z torby miękkie opakowanie, zmięła je w dłoniach, po czym wyrzuciła do kosza.

***

– Zosia, wyobraź sobie, że rzuciłam palenie!

Kasia biegłą obok mnie, wielokrotnie poprawiając zsuwający się z ramienia różowy szalik.

– Nie ma mowy! Kiedy i ile to trwa?

– Tydzień. Nie mam już nawet ochoty. Nie mogę znieść zapachu papierosów, a potem dostaję skurczu w gardle. To cud… Od trzech lat rzucałam palenie i nie mogłam tego zrobić, a potem w jednej chwili się rozmyśliłam.

Majka dostała ode mnie i od babci czapkę w kolorze turkusu. Założyła ją i z radości, gdy szła do supermarketu, zagapiła się i została potrącona przez kierowcę. Nasz młody wykładowca mechaniki teoretycznej, jak tylko dowiedział się, że Majka z połamanymi żebrami i wstrząsem mózgu jest w szpitalu, rzucił wszystko. Pobiegł z kwiatami do jej okna i stał tam, czekając aż ona podpierając się ściany, dojdzie do okna. Opowiadała nam później, jak patrzyli na siebie przez brudne wiosenne okna szpitalnego korytarza, bojąc się mrugać i ledwo oddychając… I jakie to było niesamowicie szczęśliwe. Brakuje słów, by to opisać.

To były urodziny mojej babci. Od kilku tygodni bardzo źle się czuła, nie jadła i poprosiła o księdza rano, który oczywiście przyjechał i odbył z nią długą rozmowę, udzielił spowiedzi i podał też komunię. A ja mimo moich obecnych przekonań, zwyczajowo, jak w dzieciństwie, zwróciłam się do niego po błogosławieństwo. Ksiądz patrzył na mnie przez grube szkła z politowaniem i współczuciem. Udzielił mi szybkiego błogosławieństwa i nagle poklepał mnie po głowie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam, jak w moich oczach zbiera się cały potok łez. Popatrzyłam na babcię i ogarnął mnie wstyd, a może nawet lęk i niepokój.

To było dziwne uczucie popatrzeć w oczy niewidomej osoby, która uważnie Ci się przygląda. Babcia siedziała, jak zwykle, na swojej niskiej kanapie. Jej wygląd promieniował radością, jakby spijała ją z mojej twarzy, uzupełniając wreszcie długie pragnienie. Trwało to tak przez kilka chwil, po czym jej ręka zadrgała, głowa opadła do tyłu, a z piersi wydostało się długie westchnienie. Babcia nie żyła.

Sortując jej rzeczy, natknęłam się na piękny szal, który babcia wydziergała z resztek włóczki. Okazało się, że to mozaika, niepodobna do niczego, co kiedykolwiek widziałam, jakby leżał przede mną nowo odkryty starożytny fresk. Łącząc kolory na oślep, moja babcia osiągnęła piękną harmonię kolorów, jakby wszystkie pory roku zeszły się tu w powolnym i pięknym tańcu.

Do rogu szala przypięto na agrafce małą karteczkę. Gdy ją rozłożyłam, znalazłam „schemat dziergania” napisany pismem babci:

„Pięć pętli na Zdrowaś Maryjo i cztery na Modlitwę Ojcze Nasz. Jeśli w jednym rzędzie jest sto ściegów, to w siedmiu i pół rzędach czyta się Antyfonę do Matki Bożej…”.

I najważniejszy testament, napisany odbijającymi się, poszarpanymi, ledwo czytelnymi literami: „Zosiu, dziergaj swoje życie modlitwą, a wszystko się ułoży”.

I dziergam… ściśle według schematu, a zastosowałam go tyle razy, że… zobacz, babciu, potrafię wydziergać wszystko, nawet z zamkniętymi oczami!

-->