Całe życie pracowałem jak wół, by zapewnić rodzinie bezpieczną przyszłość. I co dostałem w zamian? W najbardziej nikczemny sposób zostałem potraktowany. Zabrali wszystko: moje marzenia, moje nadzieje, a nawet moją godność.
Wiele lat temu wziąłem rozwód. Myślałem, że on będzie nowym początkiem, szansą na odnalezienie spokoju, może nawet szczęścia. Ale wróciłem wtedy na wieś, a powrót do domu rodziców, to było jak krok wstecz. W tamtym domu każdy kąt przypominał o przeszłości. A jakby tego było mało, na wsi praca nie leży na ulicy. Zimą, jak mróz ściskał za gardło, zarabiałem grosze na dorywczych robotach. Czułem się jakbym zawiódł – nie tylko siebie, ale i moje dzieci.
Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę i wyjechałem za granicę, w głowie miałem tylko jeden cel – zarobić jak najwięcej, by móc pomóc dzieciom. I pomagałem, oj pomagałem. Synowi pomogłem wybudować dom, córce pomogłem kupić mieszkanie, a w domu rodziców zainstalowałem gaz i ogrzewanie centralne, zrobiłem remont. W tym czasie zmarł ojciec, została w domu tylko mama, ona nad wszystkim czuwała. Piętnaście lat ciężkiej pracy, tyle lat poświęceń. A teraz? Teraz czuję się jak wrak człowieka, zmęczony i bez sił.
Gdy wróciłem, myślałem, że znajdę w domu rodzinnym schronienie, spokój. Zająłem się domem, znalazłem pracę jako złota rączka w szkole. Mało płacili, ale przynajmniej była stabilizacja. I co? Pewnego dnia znajduję dokumenty, które mówią, że cały majątek, czyli cały dom rodzinny, będzie należał do mojego brata. Moja matka tylko patrzyła na mnie smutnymi oczami, mówiąc, że powinienem znaleźć sobie kobietę i ułożyć życie gdzie indziej.
Jak można tak zdradzić własne dziecko? Jak można tak okłamać i oszukać? Wyjechać znowu za granicę? Ale zdrowie już nie to samo. Zamieszkać z dziećmi? Oni mają swoje życia. Czuję się jakbym stał na rozstaju dróg, nie wiem, dokąd pójść. Całe życie myślałem, że robię coś dobrego, a teraz? Teraz czuję się jak ktoś, kto całe życie płacił, ale nigdy nic nie otrzymał.
Przyjąłem przeprosiny mamy, bo mówiła, że taka była wola ojca, by kiedyś oddać wszystko drugiemu synowi. Ale wybaczyć? To już co innego. Jak wybaczyć własnej matce, że tak mnie zdradziła? Jak wybaczyć jej, że tak łatwo kłamała mi prosto w twarz? A co z moimi dziećmi? Czy oni też kiedyś tak mnie potraktują? Czy warto było dla nich wszystko poświęcać?
Teraz siedzę od tygodnia w hotelu, bo nie mam siły patrzeć codziennie na matkę, która nawet nie miała mi odwagi powiedzieć, że inwestuję w cudzy dom. Czuję, że straciłem coś więcej niż tylko dom czy majątek. Straciłem wiarę w ludzi, w rodzinę, w sens poświęceń.
Mówią, że życie to nie bajka, że nie zawsze jest szczęśliwe zakończenie. Teraz rozumiem te słowa lepiej niż kiedykolwiek.