Zawsze myślałam, że na starość będę miała spokój, że będę mogła robić to, na co mam ochotę, ale jak się okazuje, moje plany bardzo różnią się od tego, co sobie wyobrażają mój syn i synowa.
Wiecie, przez lata ciężko pracowałam, oszczędzałam każdy grosz, żeby teraz, na starość, móc sobie pozwolić na mały luksus. Całe życie mieszkałam w mieście, w bloku, a jak zmarł mój mąż, to zamarzyłam sobie domu na wsi, z pięknym ogrodem, gdzie będę mogła spędzać letnie dni. Postanowiłam sprzedać mieszkanie, wyjąć z banku wszystkie oszczędności moje i męża i kupiłam.
Mój syn i synowa, zamiast cieszyć się ze mną, zaczęli mi wchodzić w paradę. Syna urodziłam bardzo późno, miałam ponad 35 lat, a on sam późno wziął ślub, bo był po trzydziestce. Myślałam, ze skoro on i synowa są już w takim wieku, to będą rozsądniejsi. Ale skąd… Moja synowa ciągle mi powtarzała, że niedługo urodzi im się dziecko i że będą potrzebować jakiegoś miejsca do częstych wyjazdów na świeże powietrze. No jak to, przecież to mój dom, moje marzenie, a nie kolejna nieruchomość do rozdysponowania!
Kiedy w końcu kupiłam ten wymarzony dom, byłam pełna planów. Wiedziałam, gdzie zasadzę kwiaty, a gdzie warzywa. Ale o nie, syn, synowa, a nawet matka synowej, postanowili mi doradzać. Zaczęli nawet myśleć, gdzie zrobić plac zabaw dla wnuka… Próbowałam im tłumaczyć, że to mój dom, że mam swoje plany, ale synowa zaraz zaczęła mnie pouczać, że jestem babcią i powinnam myśleć o tym dzieciątku, co zaraz nadejdzie.
Nie dość, że próbują mi mówić, co mam robić ze swoim domem, to jeszcze synowa zaczęła mnie uczyć. Ma takie dziwne pomysły na temat tego, co można, a czego nie można robić na starość. Wydaje mi się, że wzięła to po swojej matce, która jest bardzo staroświecka. Ale przecież ja nie będę żyć według ich zasad!
Niedawno, na przykład, kupiłam sobie nowy róż do policzków. Chciałam trochę ożywić swój wygląd, dodać sobie koloru, bo przecież na starość też chce się wyglądać ładnie. A co z tego? Synowa zobaczyła mnie z tym różem i o mało go mi nie wyrwała z ręki! Mówiła, że w moim wieku nie wypada się malować, że powinnam raczej nosić ciemne ubrania, a nie starać się wyglądać młodziej.
No i właśnie. Ja rozumiem, że każdy ma swoje zdanie, ale przecież nie można mi zabraniać ubierania się tak, jak mi się podoba, czy używania makijażu. Mówiła, że na starość należy zachowywać pewną godność, że nie wypada już być tak kolorową. Ale ja nie zgadzam się z tym! Przecież ja nie jestem jeszcze na tyle stara, żeby rezygnować z życia. Chcę się ubierać tak, jak mi się podoba, malować, cieszyć każdym dniem.
Te ich zasady i pomysły, jakby chcieli mnie zamknąć w ciemnej małej klitce, bo na starość nie wypada nawet się uśmiechnąć. Ale ja nie pozwolę na to!
A z tym domem na wsi, to teraz siedzę i zastanawiam się, co dalej. Przecież nie mogę tak pozwolić, żeby mi dyktowali, co mam robić. Oni chcą, żebym urządziła dla nich jeden pokój i jeden pokój dla wnuka. Widzicie, dla synowej nigdy bym tego nie zrobiła, bo ta dziewucha już mocno zaszła mi za skórę. Ale z drugiej strony myślę o tym wnuczku i już sama nie wiem…