Chodzi o moją mamę, emerytowaną nauczycielkę matematyki. Mieszka sama, radzi sobie, a tu nagle ktoś zaczyna jej wieszać zakupy na klamce. Dwa razy w tygodniu, jak w zegarku. Warzywa, owoce, soki, makaron…
Co za czasy, kiedy to nawet pomoc wywołuje niepokój? Bo jak to tak – brać jedzenie od nieznajomego? Nie to, żeby mama była głodna albo coś, emerytura nie jest wielka, ale z głodu nie umiera. My, dzieciaki, też dołożymy grosz do grosza, jeśli trzeba. Ale nie o to chodzi.
Pytaliśmy sąsiadów, ale nikt nic nie wie. Mama też nie kojarzy, kto by to mógł być. W końcu, żeby rozwiać te wszystkie wątpliwości, zamontowałam nad drzwiami mamusi małą kamerkę. Niby nic wielkiego, ale może coś pokaże.
I co się okazało? Że to jakiś młody chłopak robi te „dostawy”. Zawsze w kapturze albo w czapce, trudno go rozpoznać. Młody, może z dwadzieścia parę lat. Ale kto to jest? I co ma z mamą wspólnego? Nikt nie wie. Ani mama, ani my. Dla nas to naprawdę jest bardzo dziwna sytuacja. My nie jesteśmy ani biedni, ani potrzebujący. Może ktoś nas myli z kimś innym? Mama mieszka w tym mieszkaniu od wielu, wielu lat. Nic takiego wcześniej się nie przytrafiało.
A ostatnio to już przesada była, naprawdę przesada! Te zakupy były takie obfite, że aż mnie to zdziwiło. No wiecie, nie były to już tylko te standardowe warzywa. Tym razem ktoś wydał chyba ze sto złotych, jeśli nie więcej! W środku znaleźliśmy nie tylko zwykłe produkty spożywcze, ale i dwa pojemniki z ciastem z jakiejś lokalnej piekarni. Pięknie zapakowane, wyglądały na drogie i smakowite, ale tu pojawia się problem – nasza mama ma cukrzycę, no i co ona z tym zrobi? Tyle słodkiego, to dla niej jak wyrok.
Nie było wyjścia, zabraliśmy te ciasta do siebie. Nie chciałam, żeby mama się narażała na kłopoty ze zdrowiem. Ale z drugiej strony, czy to nie dziwne? Ktoś wydaje kupę pieniędzy, żeby pomóc, ale tak naprawdę nie wie, co nasza mama może a czego nie może jeść. To wszystko jest takie… niespójne.
Rozważałam, żeby dać mamie obraz z kamery na żywo. Niech otwiera, jak zobaczy, że ktoś idzie. Ale mama już nie w tym wieku, nie zdąży. Nim ona do drzwi dojdzie, to już będzie po wszystkim. A z drugiej strony, kto wie, kim on jest? Może to jakiś niebezpieczny człowiek? A ja z kolei nie mogę wziąć urlopu w pracy, żeby to obserwować. I ten chłopak przychodzi w różne dni, nie da się tego przewidzieć.
Czuję się jak w jakimś dziwnym filmie. Czy to jakaś tajemnica z przeszłości mamy, może coś ukrywa? A może jakiś dawny uczeń chce się odwdzięczyć za naukę? Ale dlaczego w tak tajemniczy sposób? To wszystko mnie przeraża i denerwuje jednocześnie. Chciałabym po prostu wiedzieć, co za tym stoi. Czy to dobroć serca, czy coś więcej? Może ktoś ma jakiś pomysł, co z tym zrobić? Bo ja już sama nie wiem…