Ja i mój mąż przyjechaliśmy do Krakowa na komunię naszej wnuczki Helenki. Kiedy zasugerowałam, że chcę odpocząć, synowa zarządziła coś takiego, że myślałam, że się przesłyszałam. Czym sobie na to zasłużyliśmy?!
Jadąc na komunię wnuczki, byliśmy szczęśliwi i podekscytowani. To taki ważny dzień w życiu każdego dziecka. Mój syn odebrał nas z dworca. Wszystkim towarzyszył świąteczny nastrój, tylko ja byłam zła na cały świat przez dwa dni. Rodzice naszej synowej są młodzi, też nie mieszkają w Krakowie, więc jechaliśmy pociągiem wszyscy razem.
Młodzi mieszkają już dobre kilka lat w mieście, prowadzą tam swój salon fryzjerski. Do synowej nie miałam dotychczas zastrzeżeń. Pomimo tego, że teraz jest w drugiej ciąży, cały czas jest w ruchu. Lubię takich ludzi, co nie szukają wymówek, tylko robią, co mogą, by zapewnić rodzinie dobry byt.
Kupiliśmy z mężem dla wnuczki złoty wisiorek z Matką Bożą w prezencie, a drudzy teściowie wieźli obraz na ścianę. Ale zaskoczyło mnie coś innego.
Gdy tylko przekroczyliśmy próg ich trzypokojowego mieszkania, synowa natychmiast wzięła matkę oraz ojca za rękę i zaprowadziła ich z walizkami do odległego pokoju, a nam kazała wszystkie nasze torby zostawić w korytarzu.
No cóż, pomyślałam, że pewnie pokaże swojej mamie, co i gdzie postawić, a potem zaopiekuje się mną i moim mężem. Ale kiedy wróciła, zaczęła zapraszać wszystkich do stołu. Wszystko było już gotowe, a stół bardzo ładnie nakryty, nie ma co mówić.
Zjedliśmy, ale nogi mi bardzo spuchły od podróży i poprosiłam synową, żeby mi pokazała, gdzie będziemy z mężem spać, bo chcę trochę odpocząć. Ale, co zaskakujące, ona zwróciła się do naszego syna. – Twoi rodzice chcą już odpocząć. Możesz ich zawieźć do naszych przyjaciół, już na nich czekają – odpowiedziała.
Zrobiłam duże oczy. Myślę: jakich przyjaciół, kto na nas czeka?
Nawet nie miałam jak zapytać, bo synowa zaczęła nas wypychać do wyjścia. A kiedy z tymi walizkami wyszliśmy, syn powiedział nam, że niedaleko mieszkają ich przyjaciele z dwójką małych dzieci, ale mają wolny pokój i postanowili nas umieścić u nich na dwie noce.
Trzęsłam się ze złości jeszcze zanim zobaczyłam to mieszkanie. Łóżko było czyste, ale wokół była pleśń i zapach po dzieciach. Sami rozumiecie, jak w domu są małe dzieci, to wszędzie czuć ten zapach pampersów, oliwek i jeszcze ciągły płacz…
Ale najbardziej nieprzyjemne było to, że jestem starsza i nie mam zdrowych nóg, a ona zdecydowała się umieścić mnie w cudzym mieszkaniu, a jej matkę, która jest pełna sił z ojcem, w dużym pokoju w jej mieszkaniu.
Już w niedzielę na samej ceremonii i w restauracji nie miałam nastroju. Mąż poprosił, aby nie robić „burzy” podczas takiego ważnego wydarzenia dla wnuczki. A ja, szczerze mówiąc, ledwo się powstrzymywałam.
Myślę, że tak się nie robi. Nie powiedziałabym nic, gdyby synowa położyła mnie na podłodze w korytarzu. Ale to już jest za dużo. Kiedy wszyscy wracaliśmy do domu w jednym przedziale, całą drogę przespałam.
Tamci teściowie byli gośćmi honorowymi, a my byliśmy tylko jako dodatek.