W ten weekend syn znowu przyjechał sam i wyciągnął listę, która przygotowała moja synowa, i którą miał przywieźć ze wsi. Bardzo się na to oburzyłam, ale postanowiłam milczeć. Nie wytrzymałam, kiedy synowa zadzwoniła z jeszcze jednym życzeniem…
Przeprowadziliśmy się z mężem na wieś, kiedy nasz syn się ożenił i urodziła mu się córeczka. Aby nie żyć w ciasnym w mieszkaniu w mieście, postanowiliśmy zamieszkać z moją starszą mamą w rodzinnej wiosce. Założyliśmy małą firmę, co roku obsadzamy pola, żeby mieć co jeść i co wysłać synowi do miasta na zimę.
Chcę od razu zaznaczyć, że moja synowa bardzo szybko przyzwyczaiła się do roli młodej damy, mimo że sama jest ze wsi. Odkąd zamieszkała w mieście, nie chce przyjeżdżać na wieś. Niemal na każdy weekend ma własne plany, a wy teściowie radźcie sobie ze wszystkim sami.
W tym roku od razu powiedziałam synowi, żeby przyjeżdżał, choćby sam, bo jak nie będą chcieli nam pomóc, to ja nigdy nie zdążę wszystkiego zrobić sama.
I tak w ubiegły weekend syn znowu przyjechał sam, ale od razu uprzedził mnie i tatę, że będzie tylko na chwilę. Wyciągnął listę, którą przygotowała dla niego synowa, i którą miał przywieźć ze wsi. Bardzo się na to oburzyłam, ale postanowiłam milczeć, bo inaczej by się na nas obrazili i w ogóle nie zobaczylibyśmy już ani syna, ani wnuczki.
Kiedy syn miał już wychodzić, zadzwoniła do mnie synowa i poprosiła, żebym podała też ogórki kiszone.
Może niepotrzebnie, ale bez namysłu jej powiedziałam:
– Gdzie są te ogórki, które kisiłaś?
W rozmowie zapadła cisza, aż po minucie synowa się roześmiała. Oczywiście dałam dla nich te ogórki, ale bardzo mi przykro, że młodzi ludzie zupełnie o nas zapominają. Jak sobie poradzą, jeśli nas nie będzie?
Tak jak wspominałam, syn i jego żona mają małą córeczkę. Wiosną wnuczka z jakiegoś powodu często choruje, tęskni za przedszkolem, a ja jadę pierwszym pociągiem, zostawiam całą pracę we wsi, idę z nią usiąść, bo dzieci są zajęte.
Kiedy mieliśmy ostatnim razem wykopki, zebrałam się na odwagę i zaprosiłam synową do kopania ziemniaków w ogrodzie. I wiecie co? Powiedziała mi, że jadą do Zakopanego trochę odpocząć, bo mój syn potrzebuje świeżego powietrza i zmiany klimatu dla jego zdrowia.
Ale we wsi mamy to wszystko. Powiedzcie mi, dobrzy ludzie, jak długo mam to wszystko znosić? Jak dotrzeć do tych młodych ludzi?