Miałam mieszkanie, jednopokojowe, takie skromne, ale moje. Od lat je wynajmowałam, ale ostatni lokatorzy z końcem roku kupili swoje i musiałam znaleźć nowych. W tym czasie obie moje wnuczki miały mieć urodziny.
Moje dwie córki zaszły w ciąże podobnie i rodziły zaledwie z tygodniowym odstępstwem. Dziewczynki rosły razem, ładnie się to obserwowało. I tak niedawno obie córki mi mówią, że chcą zorganizować dla dziewczynek wspólne urodziny. Wnuczki skończyły siedem lat, chciały zorganizować przyjęcie dla kolegów z klasy. Ale wynajęcie lokalu słono kosztuje, więc pomyślałam sobie, że co mi szkodzi, na jeden dzień oddam córkom swoje mieszkanie, to od wynajmu. No i dałam im klucze, myśląc, że wszystko będzie w porządku.
Ale jakież było moje zdziwienie, kiedy poszłam tam nazajutrz i zastałam mieszkanie w opłakanym stanie. Tapeta podarta, parkiet porysowany, a w salonie ogromna plama na całej ścianie! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. A do tego jeszcze wszędzie były rozrzucone śmieci.
Zadzwoniłam do córek, ale one nie odbierały telefonów. Jak można tak postąpić? Zostawić matkę z takim bałaganem i nie mieć nawet odwagi odebrać telefonu? Wtedy poczułam się naprawdę zraniona. To moje mieszkanie, w które włożyłam tyle serca, zostało zniszczone przez własne dzieci. A najgorsze, że ja miałam na drugi dzień umówionych chętnych najemców.
Dzwoniłam do córek chyba ze sto razy, nagrywałam im się na sekretarkę i błagałam, żeby przyjechały posprzątać. Dla mnie te pieniądze z wynajmu są jak na wagę złota. Emeryturę mam małą, a dzięki temu nie muszę martwić się o każdy grosz, a i jeszcze odkładam na czarną godzinę. No i córka jedna odebrała dopiero wieczorem i powiedziała, że dzieci jak to dzieci, musiały troszkę nabałaganić. One nie mają czasu na razie tego wysprzątać, więc jak mi się bardzo spieszy, to mam ściągnąć ekipę sprzątającą.
W końcu, nie widząc innego wyjścia, zadzwoniłam do firmy z takimi usługami. Co miałam zrobić? Przyjechały dwie kobiety, sprzątały pół dnia, ale i tak nie były w stanie naprawić wszystkiego. Teraz muszę czekać aż tydzień aż przyjadą fachowcy, co wymienią mi fragment podłogi i dadzą nową tapetę na ścianę. Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Na samo sprzątanie wydałam pięćset złotych. A teraz jeszcze te naprawy, pewnie kolejne tyle pochłoną. Nie wiem już sama co zrobić. Zapłacę, no bo mam to inne wyjście? Ale gdybym wiedziała, za nic bym się nie zgodziła na taką propozycję.
Chciałam Wam o tym opowiedzieć, że czasami nawet najbliżsi mogą nas zranić. I że czasami trudno jest znaleźć siłę, by wybaczyć. Pamiętajcie, że trzeba stawiać granice, nawet wobec własnych dzieci. Bo inaczej… No cóż, widzicie sami, co się może stać.