Nigdy nie myślałam, że zwykły wyjazd naszych dzieci do dziadków na wieś przemieni się w takie rodzinne zamieszanie. Kiedy ja i mój mąż, Piotr, postanowiliśmy wysłać Henia i Maćka na tydzień do rodziców Piotra, wydawało się to świetnym pomysłem. Przecież dzieciaki uwielbiają tamtejsze otoczenie, a my moglibyśmy wreszcie odpocząć. Ale nie przewidziałam, że to będzie nas tyle kosztować – i to nie tylko finansowo.
Już samo pożegnanie było pełne łez i śmiechu. Chłopcy byli tak podekscytowani, a my trochę zmartwieni, ale pełni nadziei, że wszystko pójdzie gładko, bo chłopcy jeździli do dziadków zawsze z nami na kilka godzin, a tutaj aż tydzień. Niestety, rzeczywistość okazała się mniej łaskawa.
Zaczęło się od prezentów. Dziadkowie kupili chłopcom drogie trzewiki.
– Po co? – pytałam Piotra. – Chłopców nie zabieramy w żadne eleganckie miejsca, nie ma gdzie takich zakładać. Poza tym ich stopy rosną tak szybko, że za rok będą do wyrzucenia.
Ale co mogłam zrobić? Te buty kosztowały prawie trzysta złotych, suma, która przyprawiała mnie o zawrót głowy. Teściowie zażądali zwrotu i nie miałam wyjścia.
I tak to szło dalej. Soczki, ciastka, drobne upominki – wydawało się, że dziadkowie nie potrafią powstrzymać się od rozpieszczania. I choć doceniałam ich miłość i troskę, zaczynałam się zastanawiać, czy to wszystko ma sens.
Kiedy dzieci wróciły, były szczęśliwe, pełne opowieści i nowych wspomnień. Ale radość szybko zgasła, gdy teściowie poprosili nas o zwrot kosztów – tysiąc złotych. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
– Czy to uczciwe? – pytałam Piotra, ale on tylko wzruszał ramionami i mówił, że to normalne, że jego rodzice „mają prawo”.
Nie potrafię zrozumieć. Czy dziadkowie nie powinni cieszyć się z czasu spędzonego z wnukami, zamiast traktować to jak transakcję? My nie oczekiwaliśmy, że będą kupować dzieciakom, co tylko zechcą. Gdyby tego nie robili, nawet nie zauważyliby, że mają w domu dwie osoby do wykarmienia, trzeba tylko myśleć z głową…
Kłótnia z Piotrem była nieuchronna. On nalegał, że dzieci muszą mieć kontakt z dziadkami, że to ważne. A ja czuję się oszukana i nie mam ochoty już posyłać synów na wieś.
Ostatecznie ustąpiłam. Dzieci tydzień temu znowu pojechały na parę dni do dziadków, a my znów dostaliśmy w smsie wyliczoną kwotę do zwrotu. To nawet nie chodzi już o pieniądze, ale o jakąkolwiek przyzwoitość. Rozumiem, gdyby chcieli te pieniądze za obiady, ale chłopcy wracają do domu z niepotrzebnymi rzeczami, które po paru godzinach lądują w kącie.