Och, to było straszne… Chciałam tylko zapytać, nic więcej. A znalazłam się w środku lasu, porzucona przez własnego syna. To niewiarygodne, że zadanie zwykłego pytania mogło spowodować coś takiego.
Przez lata zawsze starałam się być pomocna, wspierać syna w każdym możliwym aspekcie życia. Myślałam, że mój syn to porządny i uczciwy człowiek. Trzy lata temu miał poważne problemy. Stracił pracę jako szewc i nie potrafił nawet jak wyżywić swojej rodziny. Miałam wtedy małe oszczędności, postanowiłam mu pożyczyć. Dla mnie każda złotówka to dużo przy tak skromnej emeryturze, ale jak można nie pomóc własnemu dziecku, nawet jeśli jest dorosłe?
A teraz życie to mnie daje popalić. Ostatnio wydałam ponad połowę emerytury na leczenie, nie miałam nawet z czego opłacić rachunków za prąd. Zapożyczyłam się wtedy u sąsiadki, bo jej córka jest za granicą i wysyła mamie co miesiąc pieniądze. Powiem Wam, że ja nie zazdroszczę. Nigdy nie chciałabym brać pieniędzy od swoich dzieci, chyba że tak jak teraz brakuje mi na podstawowe potrzeby.
I tak parę dni temu syn wiózł mnie do miasta, bo miałam tam zrobić dodatkowe badania lekarskie. Pomyślałam, że nieśmiało zapytam, kiedy odda mi te pieniądze, które kiedyś mu pożyczyłam. Nie jestem chciwa, daleko mi do takiej osoby. Ale jak już nie mam czego włożyć do garnka, to czas schować dumę do kieszeni i upomnieć się o swoje.
To nie było pytanie o coś prywatnego czy złego. Po prostu chciałam odzyskać pieniądze, które pożyczyłam mu dawno temu. To nie był nawet znaczący dla jego rodziny majątek, bo teraz mu się powodzi. Dla mnie liczyło się uczciwe uregulowanie długu.
Nie mogę pojąć, dlaczego odpowiedział tak agresywnie, dlaczego zdecydował się na taki ekstremalny krok. Byłam zszokowana, gdy zobaczyłam, że zatrzymał samochód, a on… on po prostu mnie wyrzucił. Wyrzucił mnie na pobocze, zostawiając w środku tego lasu.
Jestem teraz bardziej zrozpaczona niż obrażona. Nie rozumiem, jak doszło do tego, że moje pytanie o uczciwy zwrot pieniędzy mogło tak go rozwścieczyć. Nie wiedziałam, co mam zrobić, gdzie się udać. Czy ja zrobiłam coś złego? Dobrze, że akurat przejeżdżał młody człowiek, to mi pomógł dojechać do wsi. Od tamtej pory syn nie zadzwonił nawet z przeprosinami, a ja już sama nie wiem, jak sama mam spłacić wszystkie długi.