Nigdy nie miałam problemów ze zdrowiem, ale kiedy urodziłam moje czwarte dziecko, zauważyłam, że lekarze traktują mnie bardzo źle. Ich zachowanie było dziwne, nie rozumiałam, co się dzieje. Wokół oczu mojego dziecka pojawił się ropień, a kiedy spytałam, co się stało i dlaczego moje dziecko jest w takim stanie, powiedzieli, że jestem chora na popularną zakaźną chorobę. Bardzo nieprzyjaznym tonem powiedzieli, że wszystkie dzieci są normalne, a moje jest chore, i to przez mnie. Przerażająca pielęgniarka powiedziała też, że nie zamierza za każdym razem po moim synu myć rąk.
Było mi bardzo przykro to słyszeć. Wszyscy doskonale wiemy, jak przenoszą się takie choroby, a mój mąż był jedynym mężczyzną w moim życiu. Od razu pomyślałam, że to on mnie zaraził, i zaczęłam go oskarżać. Całe dni, kiedy byłam w szpitalu, oddawałam próbki do badań, ale nikt mi niczego nie powiedział. Na moje pytania odpowiadano bardzo brutalnie, ale ku mojemu zdziwieniu, na piąty dzień mnie wypisano. Wróciłam do domu i na początku milczałam, nie wiedziałam, co powiedzieć mężowi, ale potem bardzo się pokłóciliśmy.
Obwiniałam męża, że mnie zaraził, a on obwiniał mnie o zdradę i twierdził, że u niego wszystko jest w porządku – to ktoś inny musiał mnie zarazić. Cały czas próbowałam skontaktować się ze szpitalem, aby ponownie wyjaśnić sytuację i zapytać o wyniki badań, ale nikt mi nie odpowiedział. Potem oddaliśmy próbki w innych klinikach i okazało się, że nie mamy żadnych problemów ze zdrowiem, a ropień u maluszka sam zniknął. Przez nieodpowiedzialność tych lekarzy mogłam stracić rodzinę. Jak to możliwe, że niektórzy lekarze mogą tak nieodpowiedzialnie i nieludzko podchodzić do swojej pracy?