Choć oddałem serce, by porządnie wychować jedynego syna, on wyrósł na bezwzględnego materialistę. Mam na koncie bankowym takie pieniądze, że mógłbym mu wyprawić ślub i dać nowy dom. Ale raczej nie po tym, co usłyszałem przez telefon podczas ostatniej rozmowy…
Od kilku lat mam wielu stałych klientów i wciąż przychodzą nowi. Nie mogę narzekać. Ciężka praca przynosi owoce i stać mnie na wiele. Wychowany jednak zostałem w szacunku do pieniądza i oszczędzam każdy grosz. Odkąd pamiętam, żyłem skromnie. Nie wydaję niepotrzebnie pieniędzy, jak coś się zepsuję, to naprawiam, a nie wyrzucam, zbieram oszczędności. Tylko moja niedawno zmarła żona wiedziała, ile tak naprawdę mam pensji. Nie przypuszczałem jednak, że moje oszczędne życie wywoła takie reakcje.
Mój syn, którego kochałem bezgranicznie, zaczynał patrzeć na mnie jak na biedaka. Czuję się upokorzony, bo on ani nie docenia mojej ciężkiej pracy, ani tego, jakim ojcem starałem się być przez całe jego życie. Ja wiem, że praca hydraulika to nie powód do dumy czy chwały, ale żadna profesja nie hańbi. Ktoś musi być od papierów, a ktoś inny od brudnych, zatkanych rur. Tak działa świat.
Wiem, że moje pieniądze są bezpieczne na koncie bankowym, ale to nie oznacza, że mogę pozwolić sobie na rozpustne życie.
Wysłałem syna parę lat temu na studia prawnicze. Co miesiąc dostawał ode mnie przelew na czynsz, książki i swoje wydatki. Ładowałem torby z jedzeniem i wysyłałem mu pocztą. Studia obronił z wyróżnieniem, a teraz szkoli się dalej i pracuje w jakiejś kancelarii za najniższą krajową. Mówi, że na początek tak musi być, pieniądze przyjdą z czasem.
Odkąd syn zaczął studiować, nasz kontakt był coraz gorszy. I tak od dwóch lat prawie w ogóle już nie przyjeżdżał, dzwonił tylko raz na parę tygodni, ale rozmawialiśmy może z dziesięć minut. Ile to razy chciałem go odwiedzić, ale on wykręcał się swoimi sprawami, aż w końcu, kiedy przycisnąłem go do muru, powiedział, że chłopskie pochodzenie nie pomoże mu w karierze, więc lepiej się z tym nie obnosić i powinny wystarczyć mi telefony.
Chociaż jestem mężczyzną, mam na karku ponad pięćdziesiąt lat, to płakałem jak dziecko. Mój jedyny syn, za którym poszedłbym w ogień, tak mnie potraktował… Życia jednak nie da się zaplanować. Z tą myślą jest ciężko, wie to ten, kto ma dziecko, ale dzień za dniem mijał, a ja robiłem swoje.
I tak tydzień temu otrzymałem telefon od niego, coś, czego się nie spodziewałem. Poprosił mnie o pożyczkę na organizację swojego ślubu. Opowiedział mi o swoich kłopotach finansowych, ale i tak nie widziałem w nim szczerości. Byłem zaskoczony i zły zarazem. Dlaczego miałbym pomagać komuś, kto nawet nie szanuje mojej pracy i mojego życia? Zapytałem go o jego narzeczoną i czy wie, kim jestem i co robię. Odpowiedział mi, że nie i nie chce, żebym się pojawił na ich ceremonii ślubnej, bo będzie wielu gości z jego środowiska pracy. To jak cios w moje serce.
Powiem Wam całkowicie szczerze, nie wiem, co mam zrobić. Gdyby żyła moja żona, ona wiedziałaby, co doradzić. A tak… Nawet nie mam kogo zapytać o dobre słowo. Boję się, że jeśli nie pomogę, to już całkowicie stracę jedyne dziecko. Stać mnie i na zorganizowanie całego ślubu, mam takie pieniądze, ale wiem też, że nie zasłużył na to.