Cztery lata temu mój syn przyprowadził do domu dziewczynę i ogłosił, że jest to jego żona. Pobrali się w tajemnicy, bo przewidywał, że będę przeciwna, bo krótko się znali. Eliza była bardzo prostą, skromną dziewczyną. Kiedy dowiedziałam się, że pracuje jako kasjerka w supermarkecie, byłam zupełnie zdezorientowana. Dlaczego to właśnie z nią syn zdecydował się ożenić? Przecież zawsze miał ambitne plany na życie, więc zakładałam, że znajdzie równie ambitną żonę.
Planowali mieszkać w jego przestronnym, czteropokojowym mieszkaniu, a mi zostało jedynie pogodzić się i zaakceptować decyzję syna. Po roku przyzwyczaiłam się do tej sytuacji i nawet polubiłam cichą i skromną Elizę.
Eliza nigdy się nie sprzeciwiała i zawsze była posłuszna. Nie protestowała, gdy syna wezwano do USA na kurs doskonalenia zawodowego. On po prostu spakował się i wyjechał, nie pytając o zdanie żony.
Kiedy Marek wrócił, oznajmił, że zakochał się w dziewczynie w USA, więc chce się rozwieść z Elizą, sprzedać mieszkanie i lecieć do nowej narzeczonej. Było mi bardzo szkoda mojej synowej – nie mogła spać i dużo płakała.
Niedługo po tym wydarzeniu Eliza zaczęła pakować rzeczy.
– Masz w ogóle gdzie iść? – zapytałam ją ze szczerej troski.
– Będę mieszkać u przyjaciółki, potem może dostanę pokój w akademiku, jak studenci się wyprowadzą. – odpowiedziała smutno.
Po długiej rozmowie przekonałam ją, żeby została ze mną, dopóki nie dostanie pokoju. Kilka dni później mocno się rozchorowałam i trafiłam do szpitala. Jedyną osobą, która mnie wtedy odwiedzała i opiekowała się mną, była Eliza. Syn tylko dzwonił i pytał o zdrowie. Wtedy wszystko przemyślałam; mam syna, mam krewnych, ale tylko Eliza mnie odwiedzała. Po tych wydarzeniach nie pozwoliłam jej wyjechać, a Elizka stała się dla mnie jak córka.