Moja jedyna córka, Kasia, ma 35 lat, a jej mąż, Piotr, 36. Nadchodziły niedawno moje sześćdziesiąte urodziny. Spodziewałam się, że rodzina zechce uczcić tak okrągłą datę, ale to, czego dowiedziałam się później…
Kasia planowała dać mi coś wyjątkowego, ale Piotr miał inne zdanie. Gdy dowiedział się o jej planach, tylko potrząsnął głową i stwierdził, że wystarczy bukiet kwiatów. Powiedział, że w firmie zaczęli zwalniać ludzi i wkrótce pewnie dotknie to też jego, więc lepiej zacząć oszczędzać.
Mają troje dzieci. Najstarsza ma 12 lat, a najmłodszy właśnie idzie do szkoły. Kasia nie pracuje, Piotr zarabia na całą rodzinę. Żyją skromnie, ale komfortowo. Kiedyś pozwalali sobie nawet na kilka wyjazdów w roku na wakacje. Kasia zawsze lubiła być w domu z dziećmi, a Piotr nie miał nic przeciwko.
Kiedy dzieci były młodsze, bardzo córce pomagałam. Opiekowałam się nimi, gdy Kasia była chora, zabierałam najstarszą wnuczkę do muzeów, teatrów.
W głębi duszy wiem, że Kasia czuła, że zasługiwałam na coś więcej niż bukiet kwiatów za całą moją pomoc. Ale Piotr uważa inaczej. Dla niego praca i dobro rodziny są ważniejsze niż jednodniowy prezent.
Rozumiem obie strony. Z jednej strony, Kasia chce się odwdzięczyć za wszystko, co dla nich zrobiłam. Z drugiej strony, Piotr martwi się o przyszłość rodziny w obliczu ewentualnych problemów finansowych. Ciężko czasem znaleźć złoty środek w takich sytuacjach. Ale pomimo wszystko uważam, że powinni postarać się bardziej, a córka mogła postawić na swoim i dać mi coś cenniejszego. Nie jestem żadną materialistką, a skąd… Ale jeśli kogoś stać na wakacje, a teściowej szczędzi na prezencie z tak ważnej okazji, to dla mnie człowiek jest już skreślony.