Kiedyś odeszłam od swojego męża, ponieważ nie było z niego żadnego pożytku. Kiedy ktoś mnie zapyta o mojego ex, mogę tylko opowiedzieć, jak dobrze jadł i spał. To było wszystko, co można powiedzieć o naszym małżeństwie, nie chciał pracować. Swoim złym przykładem zaraził naszego syna. Po rozwodzie miałam ciężko. Mieszkałam z matką, która opiekowała się moim synem. Pracowałam za trzy osoby i dwóch etatach. Matka ciągle mi zarzucała, że jestem złą matką, nie poświęcam wystarczającej uwagi swojemu dziecku. Nie pracowałam na darmo, kupiłam dwupokojowe mieszkanie, a potem wzięłam syna do siebie. Myślałam, że wreszcie będę mogła zwolnić.
Ale nie: matka zachorowała, musiałam wziąć ją do siebie i pracować na jej leczenie. Później zrozumiałam, że straciłam syna. Miał wtedy 16 lat, ale nie potrafił nawet ugotować sobie jedzenia, umyć naczyń po sobie, samodzielnie spakować torbę do szkoły. Moja matka wychowała go pod kloszem. Kiedy próbowałam z nim porozmawiać jak z dorosłym, uciekał do babci i się jej skarżył. Dorosły, zdrowy chłopak, był dwukrotnie większy od babci, a tak się zachowywał. Myślałam, że dorosłe życie go zmieni, ale moja matka nie pozwoliła mu iść na studia, mówiąc, że dziecko jeszcze nie jest zdecydowane. Nie poszedł do pracy, bo jest jeszcze młody, a ja, jako matka, nie powinnam go obciążać pracą tak jak siebie.
Lata mijały, dwudziestodwuletni chłopiec nie dorósł, tylko prosił o pieniądze na swoje imprezy. A miesiąc temu przyprowadził do domu ciężarną dziewczynę, nadal jestem w szoku. Wyrzuciłam go z domu, oczywiście poszedł do babci. Matka zadzwoniła do mnie i powiedziała:
– Zostaniesz babcią, Twoje dziecko ma takie dobre nowiny, a Ty jak postąpiłaś?
– On nie jest dzieckiem, on jest teraz ojcem. To teraz jego obowiązek pracować i utrzymać swoją rodzinę. To nie jest moja sprawa. Niczym nie różni się od swojego ojca.
Serce mi się kroi, kiedy słyszę jak obwinia się matki za to, że wychowały leni i nieudaczników. A przecież ja nie tego chciałam…