Żona zaprosiła swoją przyjaciółkę z synem, początkowo się zgodziłem. Dopiero kiedy przekroczyli próg naszego mieszkania, zrozumiałem, że to była pomyłka

Szczerze mówiąc, nie przepadam za gośćmi w domu. Wolę spotkania w restauracjach czy kawiarniach. Są ludzie, którzy uwielbiają przyjmować wizyty, jak moja siostra, Kasia. Wraz z mężem często odwiedzają przyjaciół w różnych miastach, a do siebie zapraszają całą rodzinę i znajomych. Pomimo że jesteśmy rodzeństwem, jesteśmy jak ogień i woda. Moje mieszkanie to moja twierdza, przede wszystkim dla mojej rodziny. Ale żona przekonywała mnie, że jej przyjaciółka bardzo chciała nas odwiedzić. Cóż zrobić, czasem człowiek musi iść na ustępstwa.

Nie miałem wiele czasu, więc kupiłem gotowe jedzenie w supermarkecie. Byłem wykończony, a w sklepie wybierałem rzeczy i stałem w kolejkach przez ponad godzinę. Gdy wróciłem, żona była niezadowolona z mojego spóźnienia, ale ostatecznie wszystko przygotowaliśmy na czas. Problem zaczął się, gdy nasi goście przekroczyli próg. Kiedy przyjaciółka żony dowiedziała się, że jedzenie jest z supermarketu, od razu zaczęła narzekać, mówiąc, że zawsze sama gotuje i jej syn kategorycznie odmawia jedzenia takich potraw.

Potem zaczęła krytykować nasze wino, po czym zauważyła brak dywanu na podłodze.

– Jak to? Nie macie w mieszkaniu dywanu? – powiedziała z ironią.

Nie mogłem zrozumieć, czemu dywan miałby być tak ważny. W głowie miałem tylko jedno pragnienie: wyprowadzić ją za drzwi. Żona była w szoku, a ja na skraju wybuchu, ale oboje milczeliśmy. Ten wieczór obfitował w wiele komentarzy i obiecaliśmy sobie jedno: więcej nie będziemy przyjmować gości ani odwiedzać nikogo w domu. Lepiej spotkać się gdzieś na mieście. To byli nasi ostatni goście.

-->