Moja matka ma już ponad 60 lat. Ojca straciliśmy 15 lat temu. Na poczatku mieszkała sama w dużym trzypokojowym mieszkaniu. Z czasem jednak zaprosiła mnie, mojego męża i naszego nowo narodzonego syna, abyśmy zamieszkali u niej, bo wówczas mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu. Zgodziliśmy się, bo wnuk mógł być ratunkiem dla mojej mamy. Zresztą, nam też nie zaszkodziłoby wsparcie. W ten sposób żyliśmy. Dwa lata później urodziłam drugiego syna. Wydawało się, że wszystko było w porządku. Przecież mieszkanie było duże. Mama miała swój własny pokój, nikt nikomu nie przeszkadzał. I tak minęły lata, nasi synowie dorośli, chodzili do szkoły, mieli własne zajęcia. Oczywiście, spędzali więcej czasu ze znajomymi niż z nami, a zwłaszcza z babcią.
I wtedy moja matka zaczęła marudzić. Zaczęła wymyślać sobie jakieś dolegliwości, aby częściej chodzić do przychodni. Prawdopodobnie dlatego, że w kolejce zawsze znalazł się ktoś, z kim można było porozmawiać. W jednej z takich kolejek poznała nowego adoratora. Dobry starszy człowiek – prawie 70lat – tylko słaby charakter, bo rodzina wiecznie go gnębiła.
Pamiętam jeszcze z dzieciństwa, jak mama karmiła, a czasami nawet ciągnęła do domu bezdomne psy i koty. Miała takie dobre serce, więc i tym razem zaczęła pomagać temu mężczyźnie. Przychodził do nas zawsze w starych, znoszonych ubraniach. Mówił, że syn bierze od niego całą emeryturę. Doszło do tego, że mama zaprosiła go, aby przeprowadził się do nas. Stało się ciasno, więc mama kazała nam się wyprowadzić.
Zdecydowała, że na starość chce żyć spokojnie, a nie ciągle stać przy kuchence i sprzątać za wszystkimi. A jaka jest u nas sytuacja? Starszy syn kończy szkołę i planuje przeprowadzić się do stolicy. Młodszy jest zdecydowany, że za rok pójdzie do szkoły wojskowej.
Mamy pewne oszczędności, ale wszystkie one pójdą na opłacenie edukacji dzieci. A teraz musimy gdzieś mieszkać. Chyba wynajmiemy mieszkanie. Może będziemy w stanie uzbierać wkład własny na kredyt hipoteczny…
Zdecydowaliśmy się porozmawiać z mamą. Wyjaśniłam jej, że dzieci wkrótce się wyprowadzą, a my z mężem będziemy w innym pokoju i nawet nie będzie nas zauważać. Dodatkowo, nie są już młodzi i niedługo sami będą potrzebować opieki. Wtedy będziemy mogli pomóc. Ale ona nawet nie chce słuchać. Wyrzuca nas. Cóż, sama tego chciała; niech nie spodziewa się naszej pomocy w najbliższej przyszłości.