Mój mąż non stop krytykował moje umiejętności kulinarne. Wieczorem wrócił do domu i zapytał, co na kolację. Odpowiedziałam:
– Piotr, wiesz, w końcu postanowiłam Cię posłuchać…
Ale od początku… Wyszłam za mąż tuż po studiach i, szczerze mówiąc, prawie niczego nie potrafiłam robić z domowych spraw. Ale starałam się nauczyć. Wkrótce po ślubie urodziłam dwójkę dzieci, jedno po drugim.
Dzieci i całe obowiązki domowe spadały na mnie. Mój mąż jest dobry, ale ciągle pracuje i nie pomaga mi w domu. Piotr potrafi tylko wskazywać moje błędy, zamiast wziąć dzieci na spacer, a ja bym tymczasem zrobiła coś w domu. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że też się męczę i nie nadążam z domowymi obowiązkami. Pewnego ranka Piotr wstał zły. To zdarza mu się dość często. Wydaje się, że mąż przechodzi jakiś wczesny kryzys wieku średniego.
Jego koszulka, wyprana przeze mnie dzień wcześniej, nie była dobrze wyschnięta. A ja na to nie zwróciłam uwagi. Po prostu zdjąłem z suszarki i włożyłam do szafy. I oto rano zaczął krzyczeć na cały głos:
– Pierzesz fatalnie, tak samo jak gotujesz. Po co się tym zajmujesz?
Wcześniej płakałabym pół dnia, bo to bardzo nieprzyjemne usłyszeć od kochanej osoby, ale teraz postanowiłam postąpić inaczej. Postanowiłam po prostu przestać prać i gotować. W ogóle. Moja logika jest prosta. Po pierwsze, gotuję pyszne potrawy. Wszystkim smakują, poza Piotrem.
Bo on sam nie wie, czego chce. Piekę mu domowe pieczywo, kręci nosem. Zupy pełne warzyw i mięsa też go nie zadowalają, i tak dalej. Ubrań też w ogóle nie szanuje. Potrafi naprawiać samochód w nowej koszulce. Później trudno to doprać, muszę ręcznie wszystko robić, bo pralka sobie nie radzi. Więc zarzuty, że jestem beznadziejna są w ogóle nie na miejscu.
Mało tego, że krytykuje, to nie tylko w cztery oczy. Wypomina mi to przy mojej teściowej, przy znajomych, a nawet przy sąsiadach. To dla mnie upokarzające. Czułam się nie raz zażenowana i zawstydzona, bo wiedziałam, że nie zasługiwałam na takie traktowanie.
A skoro tak, przypomniałam sobie, że jestem kobietą i powinnam słuchać męża. Powiedział, że nie powinnam prać, więc nie prałam. Mąż wytrzymał tydzień. Był nerwowy. Sam gotował dla siebie i dla dzieci. Minął tydzień, a on stał się po prostu skarbem. Po prawie dziesięciu latach małżeństwa zrozumiałam, że ważne jest szanowanie siebie w każdych okolicznościach. I teraz już nie pozwalam nikomu deptać siebie. Nawet najbardziej ukochanym i bliskim. Oto moje wnioski!