W latach 90. Irek i Ela wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Jeszcze w Polsce urodziło im się dwoje dzieci: córka Marysia i syn Szymon. Po przeprowadzce Ela urodziła jeszcze trzech synów.
Na początku było im dość trudno. Oboje musieli ciężko pracować, żeby spłacić kredyt na mieszkanie. Marysia chodziła do szkoły, a Szymek – do przedszkola. Z biegiem czasu wszystko się poprawiło. Ela nie musiała już pracować. Weekendy spędzali wesoło, w rodzinnym gronie.
Bez względu na to, jak trudno było Eli wychowywać pięcioro dzieci, nigdy nie skarżyła się mężowi. Od czasu do czasu mówiła tylko mamie, że jest zmęczona obowiązkami w domu, ciągłymi krzykami i hałasem. Ela bardzo tęskniła za swoją rodziną. Pochodziła z Bydgoszczy, tam też mieszkali wszyscy jej krewni. Ale Irek bardzo wspierał żonę, nigdy nie odmawiał pomocy, kiedy był w domu.
Mieszkając w Ameryce, polska rodzina przejęła tamtejsze zwyczaje i tradycje. Na Boże Narodzenie piekli tradycyjnego indyka, latem obchodzili Dzień Niepodległości, a w listopadzie Święto Dziękczynienia. Ale przez te wszystkie lata nigdy nie zapomnieli o swoich ojczystych tradycjach.
Ela zawsze dzwoniła do rodziców i przyjaciół i na Boże Narodzenie, i na Wielkanoc, na urodziny i imieniny. Mama powtarzała, że ma taką dobrą córkę, bo nie zapomina o nich, chociaż jest tak daleko od domu. A 24. czerwca Ela zawsze dzwoniła z życzeniami imieninowymi do wujka Janka. Był już dosyć stary, a kiedyś nawet rozpłakał się po telefonie od siostrzenicy. Powiedział, że tak mu było miło, że Ela na końcu świata o nim pamięta, a jego rodzony syn nie zawsze złoży mu życzenia.
Ela i Irek nigdy nie zapomnieli o swoich korzeniach. Nad drzwiami wisiał krzyż, a na ścianie obraz z Matką Boską Częstochowską. 11. listopada, w polski Dzień Niepodległości, cała rodzina spotykała się z rodakami, wspólnie szli do kościoła, a po mszy razem śpiewali patriotyczne pieśni. W domu zawsze rozmawiali po polsku. Na stole często gościły polskie potrawy. Tak jak kiedyś u babci, w każdą niedzielę na obiad był rosół i schabowy z kapustą. A na deser – domowa szarlotka albo sernik.
Wszystko zależy od nas samych. Tak naprawdę nie ma znaczenia, gdzie się w danej chwili znajdujesz. Ważne jest, żeby pamiętać o swoich korzeniach i nigdy się tego nie wstydzić!