Spotykaliśmy się z Jarosławem prawie rok, dokładnie w tych dniach we wrześniu obchodziliśmy rocznicę. Tego dnia Jarosław zaprosił mnie do restauracji i ostrzegł, że odbędzie się poważna rozmowa. Oczywiście, myślałam, że chce mi złożyć propozycję i byłam gotowa powiedzieć tak, ale chłopak mnie bardzo zaskoczył, można by rzec, nawet obraził
Ogólnie, w naszych relacjach wszystko jest w porządku i nie mam specjalnie na co narzekać: spędzamy dużo czasu razem, mamy wspólne zainteresowania i tematy do rozmów. Kocham go i do niedawna byłam absolutnie pewna jego, jednak zachował się bardzo nieładnie w stosunku do mnie – zaproponował wspólne mieszkanie, bez żadnych aluzji do przyszłego ślubu. To była jego propozycja.
Byłam trochę oszołomiona, ponieważ spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Kocham Jarosława, ale nie chcę być tylko jego współlokatorką. Jak każda dziewczyna, chciałabym, aby mój ukochany mężczyzna kiedyś stał się moim prawowitym mężem i ojcem moich dzieci.
A zdecydowanie nie współlokatorem! Do tej pory nie poruszałam jeszcze kwestii naszej wspólnej przyszłości i rozwoju relacji (planowałam to zrobić po pierwszej rocznicy znajomości, jeśli mój mężczyzna sam tego nie zrobi), ale myślałam o tym i rozmawiałam na ten temat ze swoimi rodzicami.
Ja, mama i tata uważamy, że nasz wiek i materialny dobrobyt są normalne, aby stać się rozsądnym i założyć rodzinę: mam dwadzieścia sześć lat, a on dwadzieścia dziewięć, obydwoje mamy oficjalną pracę, Jarosław ma mieszkanie i samochód.
Szczerze mówiąc, myślałam, że on też tak uważa, ale okazało się, że na ślub i planowanie dzieci jeszcze nie dojrzał. Chce, abym przeprowadziła się do niego w roli współlokatorki, i na razie nie jest gotowy niczego planować – uważa, że jeszcze za wcześnie, aby mówić o czymś poważnym.
Chce zacząć razem mieszkać i zobaczyć, jak sobie poradzimy. Tak jakby, chce mnie wypróbować w codziennym życiu. Uważam, że takie podejście do ukochanej dziewczyny jest niedopuszczalne i mówi o tym, że po prostu chce mnie wykorzystać. Zostałam wychowana zupełnie inaczej. Moja mama też tak uważa, mówi: „Pobędzie z tobą, dopóki nie znajdzie kogoś lepszego lub będzie gromadzić majątek przedmałżeński, aby w razie rozwodu go nie dzielić”.
Takie jego rozważne podejście mnie w ogóle nie satysfakcjonuje! Przecież nie jestem testerem w sklepie, aby mnie testować, i w razie, gdyby się nie spodobało – zwracać! Moja przyjaciółka miała dokładnie taką samą sytuację – mieszkali razem pół roku, a potem zaproponowano jej, aby się rozeszli i wyprowadziła się z jego mieszkania.
Powiedziałam mu, że jego propozycja mnie obraża, ale on nie rozumie, co jest złego w życiu razem przed ślubem. Uważa, że wartość pieczątki w dowodzie osobistym jest przestarzała, a rejestracja w USC jest potrzebna tylko wtedy, gdy para planuje mieć dzieci.
Jego cyniczne podejście do rodziny naprawdę mnie przeraża. Nie sądzę, że z takimi poglądami kiedykolwiek mi złoży propozycję… Co robić, próbować go przekonać i wyjaśnić, że dla dziewczyny ślub i status żony mają bardzo duże znaczenie, czy odejść i nie marnować czasu na darmo? Czy takie relacje mogą przekształcić się w pełnoprawne małżeństwo?