“Czy więc zapakujecie nam jedzenie na wynos?!” – zapytała żona pracownika mojego męża

Niedawno w odwiedziny przyszedł pracownik mojego męża ze swoją żoną i córką. Byłam zaskoczona ich wizytą. Mój mąż nie raz opowiadał mi zabawne historie z Andrzejem z pracy. Mimo to, okazał się być dobrym człowiekiem, gotowym pomóc w potrzebie. W domu czeka na niego żona i dzieci (ma ich troje), dlatego woli zostawać w biurze dłużej.

Przyszli z córką, która była w tym samym wieku co nasza córka, więc dziewczynki powinny dobrze się razem bawić. Żona Andrzeja, Olga, wydała mi się bardzo miłą i dobrotliwą osobą. Jednak cały czas mówiła tylko o swoich dzieciach i narzekała na wysokość zasiłków. Chciałam jej wtedy zapytać, dlaczego zdecydowała się na tyle dzieci, skoro nie mogą sobie z nimi poradzić.

Mam jedno dziecko i wystarczająco dużo problemów. Olga winiła za wszystko państwo i pracodawców. Państwo nie chce normalnie płacić na dzieci, pracodawcy też skąpią na pensjach. A jeszcze są obrażeni na swoich rodziców, że ci za mało zajmują się wnukami… Szczerze mówiąc, takie rozmowy nie są mi po drodze.

Wszyscy są winni, tylko nie oni. Tylko że ja tak nie uważam. Podjęli odpowiedzialność za te dzieci i o tym, ile to będzie kosztować, powinni pomyśleć zanim zdecydowali się na dzieci. Ale wtedy zdecydowałam się milczeć, bo nie znałam jej dobrze. Poza tym nasze dzieci dobrze się dogadały. I z mężem od razu zdecydowaliśmy, że na razie wystarczy nam nasza córka, bo dzieci to odpowiedzialność.

Ale to dopiero początek historii…

Na przyjście gości przygotowałam sporo jedzenia, upiekłam kurczaka, przygotowałam sałatki. Przy stole więcej rozmawialiśmy niż jedliśmy, więc dużo jedzenia zostało. Byłam nawet zadowolona, że nie będę musiała gotować. A wtedy Olga mi mówi:

A więc zapakujecie nam jedzenie na wynos?

Byłam zdumiona. Nigdy wcześniej nie dawałam gościom jedzenia w pojemnikach. A potem powiedziała mi, że po prostu nie chce gotować w weekendy. I że specjalnie nie jedli wszystkiego, aby zostało i mogli zabrać do domu

-->