Nie mogę już jeździć do teściów, mam dosyć. W weekendy i tak mam pełno obowiązków, a oni ciągle znajdują mi jakieś zadania.
Zapraszają nas w gości, ale odpoczywa tylko ich syn. Ja tam ciężko pracuję. Mają własny dom i zrozumiałe, że zawsze coś jest do zrobienia. Tylko dlaczego teść wykonuje całą męską pracę sam, więc gdy syn przyjeżdża, oni tylko odpoczywają: parzą się w saunie, grillują, leżą przed telewizorem. Dla mnie zaś teściowa zawsze ma jakieś zadania: prasowanie, pranie, gotowanie. I zawsze prosi o pomoc z takim niewinnym, nawet żałosnym wyrazem twarzy. Zabiera wnuczkę i skarżąc się na złe samopoczucie rozdaje mi zadania.
I tak jest za każdym razem. Jak tylko pojawiamy się u nich na progu, witają nas z radością. Ściskają, całują, mówią jak za nami tęsknili. Potem teść zabiera syna, a teściowa prowadzi mnie do domu, przepraszając, prosi o wykonanie kilku zadań. Jeśli to zima, lista ogranicza się tylko do domowych obowiązków: mycie, pranie, prasowanie, gotowanie. Latem dochodzi jeszcze praca w ogrodzie, w kwietniku. Co więcej, teściowa bawi się z wnuczką tylko gdy ma dobry nastrój. Jeśli zaczyna płakać, od razu przekazuje ją mnie. Ja, porzucając wszystko, muszę znaleźć przyczynę płaczu: zmienić pieluchę, nakarmić, ułożyć do snu. Potem znowu zabierać się do pracy.
Nigdy nie było tak, że przyjeżdżaliśmy i ja mogłam odpocząć. Praca dla mnie zawsze się znajdzie. Początkowo myślałam, że to tymczasowe. Tak, jestem teraz na urlopie macierzyńskim, nie chodzę do pracy, ale to nie znaczy, że przez tydzień się nie męczę. W domu nie mam kiedy siedzieć. Mam wystarczająco swoich spraw, do tego dochodzi opieka nad dzieckiem. Teściowa chyba myśli, że siedzę i pluję w sufit. Dlatego obarczają mnie pracą jak Kopciuszka, a synka rozpieszczają, bo przecież on jest żywicielem.
Już odmawiam jeżdżenia do teściów, ale oni ciągle są obrażeni, że nie pozwalają im się widzieć z wnuczką. Tęsknią za nią. Tylko ojciec z córką nie może pojechać, koniecznie muszę ja. Rozumiem, że córka ma jeszcze nie trzy lata i wymaga więcej uwagi. Ale już nie jest niemowlęciem, dużych kłopotów nie ma. Mąż sam może sobie poradzić, a u jego matki w końcu jest doświadczenie w opiece nad dziećmi.
Do moich rodziców jeździmy absolutnie spokojnie. Nigdy nie próbują nas obarczyć pracą. Jesteśmy gośćmi i przyjeżdżamy odpocząć, a nie harować. Tylko kilka razy ojciec prosił zięcia o pomoc. Ale to były drobnostki.
Teraz bojkotuję wyjazdy do teściów. Otwarcie mówię, że nie mam ochoty. Mąż szczerze nie rozumie, dlaczego odmawiam. Przecież dobrze odpoczywamy. Tak, on odpoczywa wspaniale, ja zaś haruję. Teściowa zaczyna się oburzać, że chce zobaczyć wnuczkę, a ja nie pozwalam. Jeśli chce, niech syn jedzie z nią, bez mnie.