Wieczorem wracałam do domu. Podchodzę do wejścia, a tam ogłoszenie, napisane odręcznie:
“Drodzy mieszkańcy budynku, dziś o 8 rano w klatce schodowej zgubiono 100 złotych. Prośba do tego, kto je znalazł, by przyniósł do mieszkania numer 20. Pani Teresy.”
Od przeczytania mi się łzy zakręciły. Pani Teresa, nasza sąsiadka, to samotna kobieta. Męża nie ma już około 20 lat temu. Dzieci żyją w innych miastach, przyjeżdżają dwa-trzy razy w roku. Pani przez całe życie pracowała jako wychowawczyni w przedszkolu, a teraz żyje z jednej emerytury.
Ma już około 75 lat, ale jest bardzo aktywna, wesoła, choć życie dało jej wiele prób. Wszyscy ją bardzo lubili i szanowali. Jednym słowem, bardzo miła pani.
I wtedy pomyślałam, 100 złotych dla mnie to też duże pieniądze, wyjęłam je z portfela i udałam się do mieszkania numer 20.
Weszłam na górę, zapukałam do drzwi, słyszę szybkie kroki i drzwi się otwierają. Wyciągam pieniądze, od razu pani Teresa do mnie:
– Schowaj, Anno, szybko schowaj te pieniądze. Pieniądze znalazłam w płaszczu, a ty jesteś chyba piątą czy szóstą, która je “znalazła”. Ach ta Maria z pierwszego piętra, prosiłam, by nie pisała żadnego ogłoszenia. Nie, nie posłuchała.
– Pani Tereso, weźcie, przecież są wam potrzebne.
– Tak, szybko schowała swoje pieniądze! Zdejmuj buty, akurat upiekłam pierogi.
Podczas gdy pijemy herbatę, jeszcze dwóch sąsiadów “znalazło pieniądze”. Ja skorzystałam z momentu, gdy pani Teresa otwierała drzwi sąsiadom, podłożyłam pieniądze pod chustkę, na której były pierogi.
– Anno, zrób dobry uczynek, zdejmij ogłoszenie z drzwi wejściowych. To przecież nie moje ogłoszenie!
Następnego dnia rano w klatce schodowej wisiało już zupełnie inne ogłoszenie, gdzie napisano:
„Drodzy sąsiedzi! Wielkie podziękowania za Waszą pomoc. Zapraszam do mnie wieczorem na ciasto z herbatą. Pani Teresa”.