Teściowa czekała na mnie od samego rana, bo obiecałem jej pomóc z płotem. Czego później żałowałem, bo musiałem sam wybrać materiały, kupić je na własny koszt i prosić o wolne w pracy. Ale nie pomyślałem o tym, kiedy jej zaproponowałem pomoc.
Ale przyjechałem, jak się umówiliśmy, jeszcze przed wschodem słońca. W domu też miałem dużo spraw, a w poniedziałek chciałem pojawić się w pracy w normalnym stanie. Czyli – trzeba się było wyspać.
W rodzinnej grupie chatowej poprosiłem o pomoc, ale wszyscy się wykręcili, chociaż zazwyczaj rodzina chętnie sobie pomaga. Ale oni znali charakter teściowej!
I robiłem płot od siódmej rano do trzeciej, przerwałem tylko raz, na krótkie zadzwonienie z pracy. Zmęczyłem się, jak możecie zrozumieć, nogi mi się trzęsły z wyczerpania. Obserwowałem kątem oka, jak teściowa nakrywa do stołu, już i sąsiadka do niej przyszła, i ciotka żony usiadła przy stole.
Myślę, malowanie płotu zostawimy na później, albo niech sama maluje. Wychodzę, mówię, że wszystko gotowe, proszę odbierać pracę. A ja bym zjadł obiad, bo jeszcze do domu sto kilometrów jechać.
Teściowa pobiegła, nowy płot obejrzała, i mówi:
– O, dziękuję! No, do widzenia, do widzenia…
– Obiadować, – znowu jej mówię, – będziemy? Jeszcze muszę do domu dojechać parę godzin.
– O, w domu zjesz, – ogłasza teściowa. – A herbaty nalać mogę, jeśli chcesz.
Sąsiadka i ciocia żony siedzą tuż obok, żują, patrzą na mnie.
Takiego zachowania po teściowej się nie spodziewałem. W domu powiedziałem żonie, niech w przyszłości jej mama zatrudnia pracowników, u niej nawet gwoździa więcej nie wbiję.
Pokłóciliśmy się, żona stanęła po stronie mamy.
Zdecydowałem dla siebie znaleźć rodzinę, gdzie będę jeść, kiedy będę głodny. A żona niech z teściową decydują, gdzie kto powinien jeść obiad.