Niedawno rozwiodłam się z moim drugim mężem. Historia naszej znajomości jest dość niezwykła. Był kolegą z klasy mojej przyjaciółki, poznaliśmy się przypadkiem. Kiedyś, kiedy miałyśmy po 16 lat, Iwona i ja wracałyśmy do domu ze spaceru i nagle ona mówi, że jej koledzy z klasy stoją na przystanku autobusowym i żebyśmy do nich podeszły.
No to poszłyśmy tam, przywitałyśmy się i tak się poznaliśmy. Wtedy Piotrek, jeden z tych chłopaków, zaczął do mnie pisać, dzwonić, zapraszać na randki. Nasza szczenięca miłość trwała ponad rok, a potem wszystko się skończyło. Zerwaliśmy ze sobą i straciliśmy na jakiś czas kontakt.
Dwa lata później, w wieku 19 lat, wyszłam za kogo innego, mojego pierwszego męża.
Relacje z mężem jakoś nam się nie ułożyły i po 5 latach rozwiedliśmy się. Dopiero po tym rozstaniu Piotrek ponownie pojawił się w moim życiu. Z pierwszego małżeństwa nie miałam dzieci i ponownie zaczęła się nasza stara-nowa miłość. Świetnie się dogadywaliśmy, lepiej niż 8 lat temu. Po sześciu miesiącach wspólnego mieszkania zaszłam w ciążę. Od razu po tej wiadomości Piotrek mi się oświadczył. No więc po raz drugi byłam panną młodą.
Zrezygnowałam wtedy z pracy – nie chciałam brać urlopu macierzyńskiego, bo mąż obiecał, że będzie utrzymywał mnie i nasze dziecko. Nie uznawał żłobków ani przedszkoli, więc zapowiadało się, że na dłużej będę musiała zostać w domu. Przez pierwsze 4 lata wszystko było super
– Piotrek pracował i zarabiał, a ja opiekowałem się Mikołajem. Kiedy syn miał 2 latka, pomyślałam, że mogę pracować z domu. Zaczęłam więc zarabiać na swoim starym hobby – edycji zdjęć. Obróbka fotografii przynosiła mi dość dobre pieniądze, zawsze to jakiś wkład do rodzinnego budżetu.
Przeważnie kupowałam za to jedzenie i inne drobne rzeczy do domu, a mąż większe sprzęty: pralkę, lodówkę itp.
Ale kiedy Mikołaj skończył 4 lata, wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy się coraz częściej kłócić, Piotrek zostawał dłużej w pracy, a potem dowiedziałam się, że przez ponad rok mnie zdradzał. Natychmiast złożyłam pozew o rozwód z wnioskiem o podział majątku. Mężowi to się nie spodobało i znalazł prawnika, który twierdził, że nie mam prawa domagać się żadnej własności, skoro siedziałam w domu, a to on zarabiał i nas utrzymywał. Nie chciał nawet płacić alimentów.
I wiecie, co zrobiłam później? Spakowałam rzeczy syna, zaniosłam je do Piotrka i powiedziałam, że od teraz Mikołaj będzie mieszkał z nim. Ja pójdę do pracy i nawet będę płaciła na dziecko. No bo co? Jeżeli opieka nad synem nie jest żadną pracą – niech się tym zajmie.