Mąż ciągle mnie porównywał ze swoją matką i uważał ją za wzór do naśladowania. Niech więc z nią żyje

Wyszłam za mąż według współczesnych standardów ani za wcześnie, ani za późno, w wieku 26 lat. Z dzieckiem nie zwlekałam, pomyślnie urodziłam córkę.

Początkowo żyliśmy spokojnie, mąż był szczęśliwy, że został ojcem. Ale wkrótce zdecydował, że urlop macierzyński to prawdziwy wypoczynek i lenistwo. I nawet to, że udawało mi się pracować na pół etatu w przedszkolu, go nie niepokoiło, bo pensja była mniejsza niż jego. A po urlopie macierzyńskim też była mniejsza, gdzie widzieliście wychowawczynie z dużymi pieniędzmi?

Jeszcze przed ślubem słyszałam powszechną prawdę: nie spiesz się za mąż, nie poznając swojej teściowej. Jak ona żyje, tego mąż od ciebie wymaga. Albo nawet zmusi.

I oto zaczęło się: mąż ciągle stawiał mi swoją matkę za przykład. I na działkę zdąża pojechać, i w ogrodzie pracować. I pracuje jako księgowa. I z dziećmi zdążała sobie radzić. A ja jak leniuch. Pracuję na zmiany, nic robić nie chcę, tylko w domu siedzę!

Z mojej strony byłam nastawiona na rodzinę. I żeby mężowi ze mną było miło. Nie żałowałam czasu, jeździłam do teściowej to na działkę, to w odwiedziny – pomagałam z ogrodem, robiłam za nią sprzątanie. Poszłam na uniwersytet.

Oto już dziecko w szkole, oto już dyplom, ale dużo pieniędzy mi nie przyniósł. Pracuję w pracy, przygotowywałam ciekawe dania, ale mąż wymagał coraz więcej, starałam się oszczędzać – ale to go irytowało, nie może nosić zwykłej koszuli z rynku, chce chodzić w markowej.

I im bardziej się starałam, tym gorzej dla niego byłam, po prostu stał się bezczelny.

Do niego nie docierało jakimś cudem: przecież też pracuję. I w domu drugą zmianę odpracowuję, nie jestem koniem. Ale mąż oświadczył, że jego mama daje radę i nie narzeka. A jeśli już ja odmawiam zarabiać na jego poziomie, to i on mi więcej pieniędzy nie da. Wpłaci tyle, ile ja, a reszta – jego osobiste pieniądze, będzie oszczędzać.

Oto tu w ogóle się pogubiłam. No jeśli mamy pieniądze po równo, to i obowiązki domowe po równo. Sprzątanie na zmianę, gotowanie. Lekcje ty uczysz z dzieckiem. Ja uczyłam przez dwa lata, teraz ty przez dwa lata ucz.

Krzyknął tak, że żyrandol się zakołysał. I zrozumiałam: dosyć tego. Skoro tak mu się podoba jego mama, niech z nią i mieszka. Zacznę zmieniać swoje życie.

Na początek – znalazłam inną pracę, nie zważając na to, co on tam bełkocze. I dla teściowej darmową ławkę zamknęłam, niech sama na swoim ogrodzie pracuje.

Więcej się z nimi nie kłóciłam, nie spierałam. Tylko westchnęłam. Rozwiedliśmy się, oczywiście, ale trzymałam się za swoje zębami. I teraz jestem szczęśliwa, żyję z córką i mamą.

Spokojnie i skromnie. Jemy pierogi zamiast ravioli, kupujemy prostą odzież, coś sama sobie szyję. A były wciąż żyje z mamą.

-->