Dobrze, że się rozstaliśmy. Spotkanie z byłym chłopakiem po 20 latach

Mówi się, że zbiegi okoliczności nigdy nie są przypadkowe. Właśnie się o tym przekonałam. To był zwyczajny dzień. Poszłam do supermarketu, zrobiłam zakupy i ruszyłam do wyjścia. Nagle przy bramkach włączył się alarm i usłyszałam wołanie:

– Niech się pani cofnie! – To był ochroniarz, ale wydawało mi się, że skądś go znam. Spojrzałam na nazwisko na jego identyfikatorze.

– Rafał, to ty?

– Tak, a my się znamy?

Mężczyzna patrzył na mnie jeszcze przez kilka sekund. Już myślałam, że jednak się pomyliłam.

– Natalia? – rozpoznał mnie. – Nie sądziłem, że się po tylu latach spotkamy.

To były lata 90-te. Dziewczyny zakochiwały się wtedy w „niegrzecznych” facetach. I mnie się taki trafił – czarna skórzana kurtka, motocykl, gęste włosy, które robiły wrażenie nawet pod kaskiem. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się, mieliśmy jakieś plany.

– Zostanę kaskaderem. Będę grał w filmach, – mówił Rafał.

Wtedy mieliśmy po 19 lat. On był studentem pierwszego roku w szkole teatralnej. A latem łapał się za różne prace, żeby coś zarobić. Ale ja widziałam, jak inne chłopaki zalecają się do dziewczyn. Też marzył mi się taki romantyzm – filmy, kwiaty, kawiarnie.

No i zapraszał mnie. Nie wiedziałam wtedy, że za każdym razem modlił się, żeby wystarczyło mu pieniędzy, żeby za mnie zapłacić. A ja zawsze zamawiałam tiramisu. Wtedy to była nowość i był to najdroższy deser, ale bardzo mi smakował. Mogłam poczuć się chociaż przez chwilę, jak we Włoszech. Marzyłam o tym, żeby zostać sławną projektantką mody w Mediolanie.

Raz zamówiliśmy szampana. Po paru lampkach Rafał zaproponował, żebyśmy pojechali do niego i żebym została tam na noc.

Potem dowiedziałam się, że za tego szampana zapłacili inni mężczyźni. Patrzyli na mnie jak na kawałek mięsa, kiedy już podpita chodziłam po kawiarni, jak na wybiegu w Mediolanie.

No i Rafał zabrał mnie do domu. To była najpiękniejsza noc w moim życiu. Stałam się prawdziwą kobietą i jeszcze bardziej się w nim zakochałam.

Ale miesiąc później mnie rzucił. Wszystkie moje dziewczęce marzenia w jednej chwili prysnęły.

– Wiesz, poznałem bardziej doświadczoną kobietę. Bardziej mi odpowiada. Osiągnęła już dużo i może mi pomóc. Chcę zostać kaskaderem. A ona ma przyjaciół w branży. Umówiła mnie już nawet na próby, – powiedział.

– Czy to jest ważniejsze niż nasza miłość? – zapytałam i wyszłam.

Tego, co działo się wtedy w moim sercu, nie da się nawet opisać słowami. Chciałam się zamknąć przed całym światem i krzyczeć z bólu i frustracji. Wciąż chciałam z nim być. Mimo, że tak mnie porzucił.

I spotykam go teraz po 20 latach – nie przystojnego chłopaka z bujną czupryną, tylko grubego i łysego mężczyznę. Ochroniarza w supermarkecie.

– Nie zostałeś jednak kaskaderem? – zapytałam.

– Nie zostałem, nie wyszło. Nie zawsze ma się to, co by się chciało. Ale widzę, że tobie się udało. Widać po ubraniach.

Wyszłam ze sklepu, ale jakoś nie mogłam zapomnieć o Rafale. Ale on już nie jest twardzielem w czarnej skórzanej kurtce, a ja nie jestem zakochaną bez pamięci dziewczyną.

Kilka dni później znowu zobaczyłam go w sklepie. Najpierw chciał mi zanieść zakupy do samochodu:

– Pozwól, że ci pomogę, po co będziesz dźwigać, – zaproponował.

No cóż, z grzeczności się zgodziłam. Nagle jakoś się zmieszał i wymamrotał coś, czego najpierw w ogóle nie zrozumiałam:

– Wiesz, byłem wtedy taki głupi. Młody gówniarz, niczego nie rozumiałem…

– Ale minęło tyle czasu, ja już o tym zapomniałam. Mam pracę, rodzinę. Mój mąż ma swoją firmę, wszystko potoczyło się tak, jak powinno.

– Myślisz, że jestem nieudacznikiem? Że nic mi się w życiu nie udało? Myślisz, że jestem taki nieszczęśliwy?

– Dlaczego?

– To po tobie widać. Pamiętasz, mówiłem wtedy o próbach. Teraz bym tam nie poszedł. Nie miałem doświadczenia. Złamałem nogę. No, a później już się mną nie interesowali. Musiałem zrezygnować z tego pomysłu. Wziąłem pierwszą lepszą pracę, żeby mieć jakieś pieniądze. Ale później z karierą też mi nie poszło. Ożeniłem się, byliśmy razem przez 10 lat, później się rozwiedliśmy. Odeszła do bogatego Włocha. Syna zostawiła ze mną. No i widzisz, tak to się u mnie potoczyło. A mój syn jest taki, jak ja w młodości. Chce zostać aktorem. Odradzam mu, nie chcę, żeby powtarzał moje błędy. Nie słucha. Mówi, że sam się musi przekonać. A co ja mogę zrobić? Najważniejsze, żeby nie był przez całe życie ochroniarzem, jak ja.

– Wiesz, twój syn spełnia własne marzenie. Jestem przekonana, że zostanie aktorem. I nie powtórzy twoich błędów.

– Ale coś zrozumiałem. Wszystko w życiu do człowieka wraca. I wszystko, co robimy, ma swoje konsekwencje.

-->