Swojego szczęścia Sylwia musiała poszukać w zapomnianej wiosce na końcu świata, chociaż kiedyś bała się i nie chciała takiego życia

Sylwia była szczęśliwa, że ​wyszła za mąż za Staszka. Był bardzo inteligentny, przystojny i zamożny. Od jego rodziców dostali w prezencie ślubnym mieszkanie i samochód, więc dziewczyna była w siódmym niebie. Wcześniej jej życie było bardzo trudne: rodzice pili, a ona trafiła do domu dziecka.

Ale wszystko potoczyło się nie tak, jak jej się wydawało na początku. Nie mogli zamieszkać z mężem w podarowanym mieszkaniu, bo najpierw trwał w nim remont, a potem, kiedy urodziła się ich córka, teściowie nie chcieli wypuścić ich od siebie z domu. Jak to możliwe? No cóż, zdarza się. Kiedy żyjesz cudzym życiem i nie masz prawa zrobić niczego bez czyjejś zgody.

Tak właśnie wyglądało życie Sylwii w domu rodziców jej męża. Staszka, gdy ich Lena miała dwa lata, wysłali z pracy na szkolenie za granicę. Musiał jechać, bo od tego zależał jego awans. Remont w ich mieszkaniu już dawno się skończył, ale kobieta z dzieckiem nie miała prawa się tam przeprowadzić.

Teściowa Sylwii chciała, żeby cała rodzina mieszkała u niej domu, więc w ogóle nie brała pod uwagę takiej opcji, żeby jej mała Lenka mieszkała gdzie indziej. Babcia codziennie chciała widzieć swoją wnusię.

Początkowo wszystkim podobało się takie życie, ale później Sylwia zaczęła czuć się jak ptak w klatce. Nie mogła wyjść ani nigdzie wyjechać bez męża, a teściowa kontrolowała każdy jej krok. W jej pokoju zainstalowano nawet kamery, podobno dla jej własnego bezpieczeństwa. Czuła się nikomu niepotrzebna, ponieważ to głównie teściowa zajmowała się jej córką.

Pewnego dnia kobieta zabrała Lenę i nic nie mówiąc nikomu, przeniosła się do tego mieszkania, które ze Staszkiem dostali z okazji ślubu. Kilka godzin później pojawiła się w nim teściowa i po prostu zabrała Lenę do siebie. Sylwia musiała tam wrócić, nie miała wyjścia.

Kiedy z płaczem zadzwoniła do męża, on nawet nie chciał jej słuchać. Kobieta nie poszła na policję ani nigdzie indziej po pomoc, bo wiedziała, że ​​to będzie oznaczało koniec ich małżeństwa. A potem wydarzyła się bardzo bolesna historia, która okazała się później wybawieniem dla Sylwii.

Mniej więcej rok później jej mąż wrócił i miał czelność przywieźć ze sobą ciężarną kochankę. Kiedy więc sytuacja w domu była bardzo napięta i wszyscy zastanawiali się, co teraz robić, Sylwia po cichu spakowała swoje rzeczy, zabrała córkę i uciekła. Pojechała do ciotki kuzyna, która mieszkała w malutkiej wiosce w Bieszczadach. Tych krewnych nie znał nikt z rodziny Staszka, nawet on sam.

Przez pierwsze lata Sylwia się ukrywała, a potem przestała. Oficjalnie nie rozwiodła się z mężem, nadal tak żyje. Boi się, że jego krewni odbiorą jej dziecko.

Kiedy usłyszałam od Sylwii, mojej nowej sąsiadki, tę historię, na początku nie mogłam uwierzyć, że coś takiego może się zdarzyć w dzisiejszych czasach. Ale moja sąsiadka mieszka sama na wsi, wychowuje córkę i prawie z nikim nie utrzymuje kontaktów.

-->