W niedzielę odwiedziliśmy teściów, mąż chciał złożyć życzenia urodzinowe mamie, której urodziny były kilka dni temu

Jesteśmy z mężem w związku już ponad 20 lat, wyszłam za mąż będąc jeszcze bardzo młoda – miałam wtedy 17 lat, a mąż 19. Teściowa od początku mnie nie lubiła, wszystko robiłam źle: byłam złą gospodynią, okropną matką i nic nie wartą kobietą. Ale czego ode mnie oczekiwano? Miałam zaledwie 17 lat. Byłam młoda i bardzo płakałam po każdej takiej uwadze.

Żyliśmy trzy lata z teściową, a potem przeprowadziliśmy się do mieszkania, które odziedziczyłam po babci. Spotkania z teściową stały się rzadsze, więc i kłótni było mniej. Wydawało mi się, że jakby na nowo się urodziłam. Byłam szczęśliwa z mężem, skończyłam studia w kolegium, potem pracowałam. Mieliśmy już dwóch chłopców, a teściowa nadal była wiecznie niezadowolona. Nie mogła pogodzić się z wyborem syna.

W ogóle nie rozmawiam z nią, odwiedzamy teściów rodziną tylko z okazji świąt. Oczywiście, w jej domu nie jestem gościem, a gospodynią, która zawsze musi wszystko robić. Nie wiem, czy ja bym tak mogła ze swoją synową. Kiedy przychodzą do mnie goście, kimkolwiek by nie byli, sama wszystko przygotowuję, obsługuję, sprzątam. Wstydziłabym się przyjmować ludzi z pustymi rękami, tym bardziej własne dzieci.

Czyż nie tak powinno być? Goście powinni pozostać gośćmi, a nie gotować w czyimś domu. Przed moim przyjazdem „przygotowuje się” też teść, kupuje mięso, żebyśmy mogli je zamarynować, a potem usmażyć. Bo podoba mu się, jak gotuję. Jest mi przykro z takiego traktowania. Oczywiście, nie jest trudno pomóc rodzicom mojego męża, ale nie być służącą. Nie przyjeżdżamy tak często, żeby trudno było chociaż raz nakryć do stołu i przywitać nas normalnie?

W niedzielę odwiedziliśmy teściów, mąż chciał złożyć życzenia urodzinowe mamie, której urodziny były kilka dni temu. Kupiliśmy prezent i spodziewaliśmy się, że tym razem zostaniemy przywitani z nakrytym stołem. Ale teściowa nawet nie myślała o gotowaniu. Wyjęła z lodówki produkty i powiedziała, że jeśli chcemy, to możemy gotować sami, bo jest zmęczona. Zaciśnęłam zęby, przygotowałam kolację, ale powiedziałam, że więcej nie postawię nogi w tym domu.

A przecież teściowa ma 65 lat – nie jest aż tak stara, wygląda młodo i ma dużo energii. Kiedy przyjaciółki opowiadają mi, że teściowe przekazują im jakieś przetwory czy czasami opiekują się dziećmi, to aż zazdroszczę.

Nie chodzi o to, że ciężko mi gotować, nie. Po prostu czasami ja też chciałabym odpocząć. Jak zmienić sytuację, która się wytworzyła, nie wiem.

Pomimo tego wszystkiego, nadal jestem dla teściowej złą synową, leniwą. Więc po co mam się starać i coś robić, skoro i tak jestem zła? Właśnie dlatego postanowiłam, że już nie będę przyjeżdżać do teściów. Mąż może jeździć sam, a ja nie będę się męczyć. Czy słusznie postępuję?

-->