Moja córka obraziła się na mnie, że odważyłam się wtrącać w jej rodzinę z radami. Córka powiedziała mi: „Nie ty masz mnie uczyć! Nie zdołałaś zachować swojej rodziny. Spójrz na siebie – żyjesz nieszczęśliwie, całe życie sama, niezadowolona ze wszystkiego. Jeśli będę słuchać czy prosić kogoś o radę, to na pewno nie ciebie”.
Jak ona mogła. Рlunęłа mi prosto w twarz, nazwała mnie nieudacznikiem. Wszystko przez to, że w zeszłym tygodniu odważyłam się porozmawiać z zięciem, czyli jej mężem.
Mojej córce, Marcie, ma trzydzieści cztery lata, wychowałam ją prawie sama. Rozstałam się z mężem, gdy córka miała siedem lat. Odeszłam od niego, bo miałam dość bycia wiecznym lokomotywą w rodzinie. Ciągnęłam wszystko na sobie, a w pewnym momencie zmęczyłam się. Mąż przez wszystkie lata wspólnego życia tak naprawdę nigdy nie stał się mężczyzną. Nigdy nic samodzielnie nie decydował, leniwy, nierób i utrzymaniec. Zawsze czekał, że ja muszę wyżywić rodzinę.
A gdy w latach dziewięćdziesiątych zaczęły się problemy, zamiast jakoś wyciągnąć sytuację, zupełnie położył się na kanapie. Musiałam pracować na dwóch etatach, a potem sama poszłam na targ handlować, mimo że miałam wyższe wykształcenie.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłam swojego zięcia, odniosłam wrażenie, że to jakieś deja vu: wiele cech swojego byłego męża rozpoznałam w nim. I to mnie przerażało – czyżby Marta chciała powtórzyć moje losy. Jej Michał od samego początku mi się kategorycznie nie podobał. Miałam nadzieję, że do poważnych relacji między nimi i Martą nie dojdzie, ale się myliłam. Nie minęło nawet roku, kiedy Marta i Michał postanowili się pobrać. Na dodatek od razu urodziła się im wnuczka, dosłownie kilka miesięcy po ślubie.
W rodzinie mojej córki teraz jest wszystko tak, jak kiedyś u mnie – całe gospodarstwo całkowicie na niej. Marta gotuje, pierze, sprząta, karmi, ubiera i rozwija córkę, przy okazji dorabiając w internecie. Michał nie obciąża się, pracuje pięć dni w tygodniu na zwykłej pracy za małą pensję. Nie szuka dodatkowej pracy, przychodzi z pracy, leży na kanapie, nawet nie bawi się z córką.
Chociaż z zewnątrz wygląda, że ich rodzina żyje szczęśliwie, w rzeczywistości żyją bardzo skromnie, a pieniędzy wyraźnie nie wystarcza.
Myślałam, że wnuczka podrośnie, Marta wróci do pracy. A tu dowiaduję się, że znowu jest w ciąży.
Pewnego razu przyszłam do niej, aby jej pomóc. Marty nie było w domu. Zięć przywitał mnie niezbyt serdecznie. Przeleżał pół dnia na kanapie, podczas gdy w kuchni była góra brudnych naczyń, a córka cały czas domagała się jego uwagi.
Po zrobieniu całej pracy odważyłam się porozmawiać z zięciem. Powiedziałam mu wprost, że nie zgadzam się z taką jego postawą, że zdrowy mężczyzna leży na kanapie, a moja córka, będąca w ciąży, pracuje za dwóch.
Ale gdy o tym dowiedziała się moja córka, powiedziała mi, że nie potrzebuje takiego mojego wsparcia i żebym nie wtrącała się w jej rodzinę. A ja, między innymi, nie urządzałam swojego życia osobistego tylko dlatego, że nie chciałam przez nią do domu przywozić obcej osoby.
Oto jakie mam teraz podziękowanie. Nie wtrącaj się w cudzą rodzinę, a ja chciałam jak najlepiej.