– Pani Klaro, ile tak można. Jutro w sklepie będzie kontrola, mam niedobór w kasie przez Ciebie! Prosiłam o zwrot wszystkiego na czas.
– Halinko, wybacz mi… Ale teraz nie ma ani grosza.
– Jak to nie? Emerytura była niedawno, trzeba było natychmiast przynieść pieniądze do sklepu. Mówiłaś, że jeszcze dwa tygodnie temu powinnaś zwrócić!!
– Nie krzycz tak, kochanie… naprawdę nie ma pieniędzy.
– Idź i szukaj, daję Ci czas do wieczora.
Staruszka wyszła ze sklepu i łzy spłynęły z oczu. Nie mogła dalej iść, od łez nie widać było drogi. Nagle podjechał obcy samochód, takiego we wsi wcześniej nie było. Z samochodu wysiadł energiczny mężczyzna i wszedł do sklepu.
– Ciociu Halinko, a to ja przyjechałem, wiesz?
– Oj Albercie, jaki stałeś się cały dzielny, po prostu miejski chłopak. Nie poznałam Cię, będziesz bogaty.
– Tak, ciociu Halinko, przyjechałem do rodzinnej wioski, żeby trochę pomieszkać.
– Dobrze, że nie zapominasz o tym, skąd jesteś, częściej przyjeżdżaj.
– Postara się. Daj mi pudełko czekoladek, najlepsze, Najdroższe. I lepiej od razu pięć sztuk, muszę odwiedzić wiele osób.
Wesoły mężczyzna wyszedł ze sklepu z dużą siatką i zauważył płaczącą Klarę.
– A co z Panią? Czy Halina Panią obraziła?
– Nie, wręcz przeciwnie, pomogła, a ja ją zawiodłam. Nie mogę spłacić długu.
– A co kupiłaś, czy pijesz?
– Co Ty mówisz, kochanie. Jedzenie kupowałam, a emerytura na leczenie męża idzie. Leki są teraz takie drogie…
Albert wrócił do sklepu, sprawdził w notatniku, co kupiła staruszka. I tak naprawdę tylko jedzenie: cukier, mąka, chleb, kiełbasa. Albert zapłacił za staruszkę, kupił też siatkę jedzenia.
– Niech Twój mąż szybciej wyzdrowieje.
– Dziękuję, kochanie… Nawet nie wiem, co powiedzieć. Niewielu jest ludzi takich jak Ty.