Zaprosiłam całą trójkę dzieci do siebie w niedzielę. Posiedzieli godzinę i nawet nie chcieli zaczekać na obiad

Zaprosiłam dzieci na obiad w dzień urodzin mojego męża. Ten człowiek harował jak wół, by dać im dobre życie, a one tak mu się odwdzięczają? Jest mi wstyd za każde dziecko po kolei. Kogo myśmy wychowali?

Ostatnio nie daje mi spokoju myśl, że w mojej rodzinie nie wszystko jest dobrze. Mój mąż i ja mieszkamy teraz sami w naszym wiejskim domu. Mamy trójkę dorosłych dzieci, które od dłuższego czasu mieszkają osobno.

Żadne z dzieci nie chciało zostać przy nas, choć nasz dom jest dość duży. Teraz jest taki czas, że każdy chce żyć osobno.

Dobrze, że mieliśmy z mężem taką możliwość i pomogliśmy wszystkim naszym dzieciom pomóc kupić mieszkanie. Wiadomo, nie w całości, ale każdemu dołożyliśmy po trochę. Zatem wszyscy mają zapewnione mieszkania i nikogo nie zostawiliśmy na lodzie.

Planujemy w odpowiednim czasie przepisać też nasz dom trójce naszych dzieci w równych częściach.

Ale mnie martwi to, że córki i syn nie komunikują się ze sobą, nie odwiedzają się, nie interesują się swoimi sprawami.

No cóż, to że syn oddzielił się od sióstr, mogłabym jakoś wytłumaczyć, ale moje dwie córki też ze sobą nie rozmawiają.

Po prostu nie mogę zrozumieć, co się dzieje. Dlaczego zachowują się tak jakby byli obcymi ludźmi?!

W dzieciństwie cała trójka była bardzo przyjacielska, nawet się nie kłócili, pomagali sobie nawzajem.

Patrzyłam na nich i marzyłam o tym, jak dorosną, założą własne rodziny i zgromadzimy się w naszym domu jako jedna wielka rodzina.

Jednak zebranie wszystkich dzieci razem okazało się nie lada problemem, nawet w większe święta nie mogę ich wszystkich zwołać, żeby posiedzieli razem.

A niedawno mój mąż miał urodziny, w ostatnią niedzielę, i zdecydowałam, że to świetna okazja, aby zebrać wszystkie dzieci razem.

Całe szczęście nie odmówili, wszyscy przyjechali z prezentami i złożyli życzenia ojcu.

I tak ledwo żeśmy usiedli do stołu, zrobiłam herbatę, a oni zaczęli się zbierać. Wszystko przygotowałam, zrobiłam taki dobry obiad, upiekłam dwa rodzaje ciast… A oni usiedli, zamienili kilka słów i tyle.

Ledwo udało mi się ich przekonać, żeby poczekali na ciasto, bo właśnie ostatnie wyjmowałam z piekarnika. Na obiad już żadne nie chciało zostać i sami z mężem musieliśmy jeść przez trzy dni.

Nie rozumiem, dlaczego dzieci w naszej rodzinie są tak od siebie oddalone? Co ja i mój mąż zrobiliśmy źle?

Mąż po wszystkim, jak dzieci wsiadły w samochody, miał łzy w oczach. Serce mi się kroiło, jak na niego patrzyłam. Człowiek zaharowywał się do upadłego, żeby tym dzieciom dać wszystko, co najlepsze, a oni nawet jednego dnia nie mogą z nim spędzić?

A co z Waszymi rodzinami? Czy dzieci komunikują się ze sobą?

Co mam zrobić, żebyśmy i my stali się rodziną? Doradźcie mi, proszę.

-->