Oliwia większość czasu mieszka u swojej matki, ale co drugi weekend spędza z ojcem, w naszym mieszkaniu. Andrzej jest bardzo wyrozumiały i stara się spełniać wszystkie życzenia Oliwii. W pełni go w tym wspieram, a nawet cieszę się, że utrzymuje dobre stosunki z byłą żoną, Katarzyną. Oliwia, to naprawdę dobra dziewczyna. Wielu rozwiedzionych rodziców zapomina o swoich dzieciach, może poza płaceniem alimentów, ale Andrzej zrobił wszystko, żeby Oliwia mogła żyć razem z nim.
Ostatnio dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka i widzę, że mój mąż będzie dobrym ojcem dla naszego przyszłego maluszka. Wszystko byłoby w porządku, ale zdarzyło się kilka razy coś, czego nie potrafię zrozumieć.
Ostatnim razem, gdy wróciłam z pracy, zastałam byłą żonę mojego męża w naszym mieszkaniu. Kiedy to pierwszy raz miało miejsce, po prostu mnie zignorowała, jakbym była nikim. Katarzyna pożegnała się z Oliwią, wstała i wyszła, nie przywitała się ze mną ani się nie pożegnała, jakby nie widziała mnie przed sobą.
Drugim razem, kiedy zastałam ją u nas, powiedziała coś pod nosem w stylu „cześć” i dalej siedziała z Oliwią w kuchni. Wyszła od nas po godzinie. To wszystko działo się w niewielkim mieszkaniu, a ja nawet nie mogłem normalnie przygotować kolacji. Nie było mi zbyt wygodnie, widząc, że zachowuje się jak u siebie w domu. W ogóle nie rozmawiałam z nią, nie uważałam tego za konieczne, a poza tym i tak nie było o czym rozmawiać.
Kiedy Katarzyna przyjeżdża po córkę, mój mąż zawsze jest w domu i pakuje rzeczy Oliwii. Katarzyna po prostu przychodzi i wychodzi z nią, a ja zostaję w pokoju i nawet nie wychodzę. Ta kobieta jest jakaś nieprzyjemna, wiele złego o niej słyszałam od Andrzeja. Ale rozumiem, że mają wspólne dziecko i starają się wychowywać je razem, a ja próbuję trzymać się na uboczu.
Spróbowałam porozmawiać z Andrzejem na ten temat. Słuchał mnie, wyraził żal, ale powiedział, że nie zamierza na nikogo wpływać. Córka ma prawo widywać się z własną matką, kiedy tylko zechce. Nie może powiedzieć Katarzynie, żeby nie przychodziła do nas, kiedy Oliwia to jest. Ale nie przeszkadza mi, że Oliwia ma kontakt z własną matką! Dlaczego jednak musi to robić u nas w mieszkaniu, gdzie i tak jest ciasno, a jej obecność tylko to potęguje?
Przecież Oliwia i tak spędza większość czasu z matką. Jeśli to za mało, niech idą gdzieś razem się bawić, ale nie chcę jej widywać u nas w mieszkaniu tak często. Nie mam ochoty rozmawiać z nią osobiście. Szczerze mówiąc, nie czuję się komfortowo w jej obecności. Nawet mój mąż nie chce z nią dyskutować. Rozmawianie na ten temat z dziesięciolatką też nie wydaje mi się odpowiednie, bo przecież nie jestem jej matką. Dopiero co zaczęłyśmy budować naszą relację i się zaprzyjaźnić. Jak ona będzie mnie postrzegać, jeśli powiem jej, żeby przestała przyprowadzać swoją mamę do nas? Stanę się w jej oczach jakąś złą macochą.
Niestety sytuacja powtarza się coraz częściej, a ja naprawdę nie chcę kłócić się z nikim i staram się nie zwracać na to uwagi, po prostu cicho czekając, aż Katarzyna sobie pójdzie. Jednak i tak jest to dla mnie bardzo niekomfortowe. W mojej sytuacji nie mogę sobie pozwolić na stres. Czy ona naprawdę nie rozumie, że mamy własne życie? Czy to normalne, że była żona tak często przychodzi i czuje się u nas jak u siebie, nie uważając mnie za człowieka?