Tego dnia, jak co niedzielę, odwiedziłam syna. Pojechałam wcześnie rano, aby mieć czas na zabawę z wnukiem. Jest rannym ptaszkiem, więc wiedziałam, że o ósmej już dawno nikt nie będzie spał. Moja synowa, jeszcze zaspana, otworzyła drzwi, przywitała mnie i przyjęła prezenty. Mój wnuk wybiegł z pokoju w swojej śmiesznej piżamie, wołając: „Busia, moja Busia” i natychmiast zabrał mnie do swojego pokoju na zabawę. Kiedy poszłam umyć ręce do łazienki, usłyszałam rozmowę syna i synowej za zamkniętymi drzwiami.
Mój syn jest żonaty i z rodziną mieszkają obok nas, w mieszkaniu, które dostałam od mojej matki. Marek pracuje, a synowa jest na urlopie macierzyńskim i wychowuje naszego wnuka Damiana. Mój mąż i ja nie jesteśmy młodzi, ale oboje pracujemy. Mąż ma dwa etaty, rzadko bywa w domu, ja też mam napięty grafik, ale mam wolne niedziele.
W wolny dzień zawsze odwiedzam syna. On również tego dnia odpoczywa i jest to jedyny czas w tygodniu, kiedy oboje się nie spieszymy i możemy normalnie porozmawiać. Zazwyczaj kupuję jakieś słodycze, zabawkę dla wnuka i idę się z nim pobawić.
Damian jest rannym ptaszkiem, budzi się o szóstej rano. Moja synowa często włącza mu kreskówki, kładzie się obok niego i śpi przez godzinę lub dwie. Oczywiście wiem o tym, więc przychodzę wcześnie rano. W ten sposób mogę zostać dłużej i spędzić więcej czasu z synem i wnukiem. Wracam do domu około szóstej wieczorem, kiedy mój mąż wraca z pracy.
I tak było w tę niedzielę. Z wyprzedzeniem kupiłam wszystko, co potrzebowałam zabrać ze sobą do syna. Odprowadziłam męża do pracy i bez wchodzenia do supermarketu pojechałam prosto do wnuka.
Około ósmej zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi zaspana synowa, wzięła paczki, podziękowała i poczęstowała kawą. Mój wnuk wyskoczył z pokoju i zabrał mnie do swojego pokoju, aby pokazać mi swoje zabawki i obejrzeć, co przyniosłam. Wszystko było jak zwykle.
Kiedy wyszłam z pokoju dziecięcego, aby umyć ręce w łazience, podsłuchałam rozmowę mojego syna i synowej w kuchni. Szeptali do siebie, a synowa była wyraźnie z czegoś niezadowolona, raz po raz trzaskając drzwiami szafek i naczyniami. Stałam tam, słuchając i byłam gotowa uciec, po tym, co słyszałam:
– Nie zniosę tego dłużej – syczała moja synowa – albo ty jej powiesz, albo ja jej powiem wprost, bo ona nie rozumie, że kiepsko zwalać się komuś na głowę w niedziele o świcie. Czy to normalne, żeby nachodzić nas z samego rana? To twój jedyny wolny dzień, czy ta osoba nie rozumie, że jesteśmy zmęczeni? Porozmawiaj w końcu z mamą.
Było mi strasznie przykro, po tym co usłyszałam. Po prostu nie rozumiałam, jak mogłabym im przeszkadzać. Mój wnuk i tak budzi się bardzo wcześnie, rzadko się widujemy. Nigdy w nic się nie wtrącam, bawię się z nim lub rozmawiam. O co chodzi?
Nie dałam po sobie poznać, że cokolwiek słyszałam. Tego dnia wszystko potoczyło się jak zwykle, mój syn nie odezwał się do mnie ani słowem, żebym nie przychodziła w niedziele rano, a synowa była miła i uprzejma jak zawsze. Nie powiedziałam nic mojemu mężowi, ale od tamtej pory nie mogę się uspokoić.
O co w tym wszystkim chodziło? Czy moja synowa próbuje trzymać mojego syna z dala ode mnie? Czy jest zazdrosna? Jak mam to wszystko rozumieć? Mam już przestać do nich przychodzić?
Może mi ktoś doradzić co mam teraz zrobić i dlaczego miła dziewczyna mówi takie rzeczy za moimi plecami?