Od kilku lat żyłem samodzielnie w wynajmowanych mieszkaniach. Coraz bardziej irytowało mnie to, że musiałem regularnie przeprowadzać się z powodu decyzji właścicieli mieszkań o sprzedaży lub drastycznym podwyższeniu czynszu.
W końcu doszedłem do wniosku, że dopóki nie jestem żonaty, mogę zdecydować się na ryzykowny krok i wziąć kredyt hipoteczny na zakup własnego mieszkania. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu znalazłem nową pracę, która oferowała wyższe zarobki.
Nikomu nie mówiłem o swoich planach, zebrałem wszystkie niezbędne dokumenty i podpisałem umowę kredytową. Warto dodać, że mimo że żyłem osobno od rodziny, aktywnie wspierałem ich finansowo.
Płaciłem za zajęcia dodatkowe mojej siostry, dawałem jej kieszonkowe na drobne wydatki i wspierałem rodziców finansowo. Teraz, gdy zakupiłem, odnowiłem i wyposażyłem mieszkanie, postanowiłem zaprosić rodzinę do siebie w gości. Nie mówiłem im wcześniej, że mam mieszkanie, chciałem ich pozytywnie zaskoczyć.
Zakładałem, że ucieszą się na tę wiadomość, jednak kiedy ostatecznie im to ujawniłem i powiedziałem, że teraz muszę spłacać kredyt, więc nie będę mógł już finansowo pomagać ani siostrze, ani rodzicom, wybuchła awantura.
„Dlaczego nie skonsultowałeś tego z nami?!” – krzyczała mama. „Kto teraz zapłaci za naukę Pauliny? A my mieliśmy plany na wspólny urlop!” – dodał ojciec. „Jak to nie będziesz mi dalej pomagać finansowo?! Nie dostanę nowego telefonu?!” – złośliwie dodała siostra…
Nagle uświadomiłem sobie, że zarówno mama, jak i siostra kontaktowały się ze mną tylko wtedy, gdy potrzebowały pieniędzy. Moje życie nigdy ich nie interesowało. Okazało się, że dla nich jestem tylko bankiem, który realizuje ich życzenia. Od tego momentu niemal zerwałem z nimi kontakt. Żyją w przeświadczeniu, że zrobiłem im na złość, a ja jestem pewien, że jest zupełnie na odwrót.