Choć mieszkamy w jednym domu i staramy się być kochającą rodziną, to jednak nie mam już zaufania do mojego męża. On stale mnie podejrzewa

Zawsze marzyłam, że wyjdę za mąż za kogoś, do kogo zakocham się po uszy. Starannie dobierałam wybranego. Czekałam, aż coś zabije moje serce, aby zrozumieć, że to ta osoba, z którą mogę spędzić całe życie. Z czasem ten szczęśliwiec został znaleziony. W małżeństwie z Bogdanem przeżyłam 9 lat. To było naprawdę to miłosne uczucie, o którym zawsze marzyłam. Nawet urodziło nam się dwoje dzieci.

Oczywiście, nie obyło się bez trudności. Cztery lata temu przeszliśmy już przez jedną kryzysową sytuację. Przeżyliśmy to bardzo trudno. Myśleliśmy, że to tylko umocni nasze relacje. Jednak nie udało nam się przejść przez drugą falę kryzysu małżeńskiego. Oboje się załamaliśmy.

Wtedy nawet bez kłótni wszystko w życiu szło na przekór moim pragnieniom i marzeniom. Wszystko niespodziewanie się sypało. Na początku po prostu unikaliśmy siebie nawzajem, zagłębiając się w nasze własne problemy. Potem zaczęliśmy się oddalać. Oddzielaliśmy się na tyle, że nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka. Ciągle tylko się kłóciliśmy. Potem zamilkliśmy. Gra w milczenie trwała kilka miesięcy.

Czy to z złości, czy po prostu ze zmęczenia i pragnienia być ponownie kochanym, zaczęłam korespondować z innym mężczyzną.

Wszystko zaczęło się od zwykłych skarg na nasze drugie połówki. Nieznajomy był ode mnie o 11 lat starszy, ale spotkało go to samo nieszczęście co mnie. Wtedy nam obojgu było ciężko. Dzieliliśmy się myślami, wsłuchiwaliśmy się w siebie, staraliśmy się wspierać. Nie było mowy o rozmowach o miłości. Tylko terapia.

Później, raz po raz, przeskakiwałyśmy na tematy niefortunne. Czasami były one otwarte i czasami wulgarnie. Ale to było nie więcej niż żarty. Musieliśmy odejść od łzawych opowieści, żeby się nie doprowadzić do całkowitego załamania. A to wspaniale przełamywało nasze rozmowy.

Wtedy powinnam byłaby pomyśleć o tym, że tajemnice czasem stają się jawnymi. Dowiadują się o nich ci, którym nie powinno było. Tak i mój mąż zrozumiał, że koresponduję z kimś innym, podczas gdy on pracuje nad naszymi relacjami. Nawiasem mówiąc, kryzys prawie pokonaliśmy. Nawet wszystko zaczęło się poprawiać. Gdyby nie ta korespondencja. Nie udało mi się wyjaśnić wszystkiego Bogdanowi. Nawet nie chciał słuchać.

Podjęłam kilka prób przywrócenia wszystkiego do normy. Obiecałam, że już tego nie zrobię. Ale on po prostu zebrał swoje rzeczy i odszedł. Później złożyliśmy pozew o rozwód. Nie miałam już szans na szczęśliwą przyszłość z człowiekiem, którego tak długo szukałam.

Od tego czasu minęło trochę ponad pół roku. Dowiedziałam się, że mój były ma nową dziewczynę. Było ciężko to przeżyć. Straciłam nerwy i trafiłam do szpitala.

To trwało ponad 3 lata. Uczyłam się żyć od nowa i liczyć tylko na siebie. Czułam się tak źle, bo rozumiałam, że sama jestem winna temu, co się stało. Mąż czasami przyjeżdżał do dzieci. Ale nawet na mnie nie zwracał uwagi. Chociaż starałam się przynajmniej porozmawiać z nim. Bogdan nawet nie patrzył w moją stronę.

A po pewnym czasie odebrałam telefon. To była nowa żona mojego byłego. Powiedziała, że mogę go zabrać. Bo przez te wszystkie lata wspólnego życia nie udało jej się sprawić, żeby Bogdan przestał myśleć o mnie.

Rozstali się. Mąż z powodu swojego dumnego charakteru nie przychodził do mnie. Tylko zalewał smutkiem alkoholem. Nie mogłam na to patrzeć. Więc rzuciłam się ratować ukochanego.

Po pewnym czasie znów się pogodziliśmy.

Minęło już 1,5 roku. Mimo że mieszkamy w jednym domu i staramy się być kochającą rodziną, to jednak nie mam już zaufania do mojego męża. On stale tylko nakręca się na siebie. Potem wraca do złego nawyku – pije. I tak w kółko. A ja, zamykając oczy na wszystko, znowu biegnę go ratować. Tak bardzo chcę zachować rodzinę. Gdybym tylko mogła cofnąć czas. Wiem, że sama jestem winna we wszystkim. Ale męki, przez które przeszłam, już dawno odpokutowałam swoją winę. Dla mnie ta korespondencja była niczym więcej niż sposobem na wygłoszenie i odwrócenie uwagi od rutyny. Ale wyszło to, o czym teraz tak żałuję.

Czy korespondencję można uznać za zdradę?

-->