— Chcę cię, mamo, przedstawić Marii, — powiedział syn, przekraczając próg. — To moja dziewczyna, z którą chcemy się pobrać.
Od pierwszego wejrzenia zauważyłam, że Maria jest bardzo skromną dziewczyną i to mi się podobało. Rzadko się na siebie patrzyliśmy, bo dziewczyna się wstydziła, ale ja ją bardzo dobrze rozumiem. Najpierw rozmawialiśmy o naszym kocie, a potem o kolacji, która zajęła mi 7 godzin przygotowania. Rozmowa była dość miła, ale potem wszystko się zmieniło.
Zaprosiłam syna z Marią do stołu. Kiedy usiedli, Maria zdziwiona spojrzała na Adama, mojego syna, a potem na mnie.
— Tego nie jem, pani Olgo! To wszystko takie tłuste. I ty, Adam, też tego nie jedz, to jest szkodliwe. Chyba poczekam Adama w salonie, ale ty dobrze pomyśl, zanim zjesz to.
Co jej nie smakowało? Teraz szybko opowiem. Na stole były: sałatka, pieczona ryba, talerz z galaretką mięsną, talerz z pierożkami, które bardzo lubi syn, z kapustą i wątróbką, jeden talerz z baraniną. Były też talerze z różnymi przekąskami – mięsnymi i serowymi, warzywnymi i owocowymi. Bardzo się starałam, chciałam, żeby wszystkiego było pod dostatkiem, gościnnie przywitałam przyszłą synową.
Nie jestem głupia oczywiście i wszystko rozumiem, można się zdrowo odżywiać, ale szanować dorosłych – tym bardziej rodziców. Powiedziałam wszystko synowi, szybko się ubrałam i wyszłam na ulicę.
Dobrze teraz rozumiem, że może zachowałam się zbyt impulsywnie wtedy, ale było bardzo przykro. 7 godzin przy kuchni – i taka reakcja, już nie mówiąc o tym, że nikt nawet nie podziękował. Można było jakoś uprzejmiej i skromniej pokazać wszystkim, że czegoś tam nie jesz.
Gdybym przyszła do obcego domu, nigdy bym tak nie postąpiła. Obraziłam się na Marię. Czy można było postąpić inaczej?