W wieku 18 lat wyszłam za mąż, mój mąż miał 38 lat, był dobry, troskliwy, jak z bajki. Właśnie zaczęłam studia, a na drugim roku zaszłam w ciążę, urodziłam córkę, a rok później również syna.
Ile łez zostało wylanych z powodu zdrady, braku pracy, braku pieniędzy, ale mam dwoje dzieci przy sobie, przedszkola jeszcze nam nie dali, złożyłam wniosek o alimenty i poszłam pracować nocami. Było strasznie zostawiać dzieci same, ale co można zrobić?
Trzeba się kręcić, trzeba pracować, po półtora miesiąca przyszły symboliczne alimenty, to były ‘olbrzymie’ pieniądze, ale dobrze, poradzę sobie sama.
Po roku męczarni dostaliśmy przedszkole, udało mi się znaleźć pracę, wszystko u nas zaczęło się układać, dzieci rosły, ja też, tylko teraz po szczeblach kariery! Po półtora roku pojechaliśmy za granicę na wakacje, udało mi się kupić samochód.
I wtedy pojawił się były mąż:
- Przepraszam mnie, nie mogę żyć bez was, bardzo was kocham, wybacz mi głupotę!
- Nie było cię przez trzy lata, przez te trzy lata nawet nie zdołałeś dowiedzieć się, jak się u nas sprawy mają, a teraz przepraszasz? Nie chcę cię widzieć!
Odszedł, a po miesiącu dostałam wezwanie do sądu, postanowił wytoczyć mi sprawę o dzieci, wtedy dopiero zrobiło mi się naprawdę straszno.
Sąd wygrałam ja, dziękuję prawnikom, a pół roku po wyroku przyszedł prawnik ojca byłego męża, dziadek zostawił testament na wnuki. Wszystko się poukładało, ale nigdy nie zapomnę, kaszy na wodzie raz dziennie i pięć dni głodu, bo nie było pieniędzy.”