Mój konkubent krzyczał, że powinnam być mu wdzięczna, bo przyjął mnie z dwójką dziećmi. Wtedy mój syn podał mu jego rzeczy i kazał mu się wynosić.

Moje wspólne życie z Michałem rozpoczęło się dając mi wiele nadziei na lepszą przyszłość. Po pierwszym, nieudanym małżeństwie zostałam sama z dwójką synów. Odseparowałam się od świata, zaniedbując siebie, wykonując wszystkie „męskie” obowiązki w domu.

Chociaż moi synowie zawsze stali obok, trudno było mnie nazwać kobietą w pełni tego słowa znaczeniu. Wtedy w moim życiu pojawił się Michał – troskliwy, czuły, zawsze obok. Organizował nam randki, zabierał mnie do restauracji i kina. Przy nim znowu poczułam się kochana i co najważniejsze znowu byłam szczęśliwa.

Wkrótce postanowiliśmy zamieszkać razem, ale to nie ja wprowadziłam się do niego z synami, lecz on do nas. Ta decyzja była kluczowa dla naszej relacji i nie wiem jak teraz wyglądałoby moje życie gdybym to ja zamieszkała u niego.

Z czasem jednak Michał zaczął się zmieniać. Skarżył się, że jestem złą gospodynią, nie umiem gotować, a moje prasowanie pozostawia wiele do życzenia. Pewnego dnia znalazłam go jedzącego zupę prosto z garnka. Kiedy zwróciłam mu uwagę na to, zaczął na mnie okropnie krzyczeć, zarzucając mi, że zupa jest i tak nieudana.

Na jego krzyki odpowiedział mój starszy syn. Przyniósł płaszcz i buty Michała, mówiąc:
– Jeśli nie podoba ci się jak gotuje mama, możesz iść. Nie potrzebujemy cię tu. Może znajdziesz sobie kucharza z doświadczeniem.

Michał był w szoku, ale założył swoje rzeczy i wyszedł. Nie wrócił wtedy do domu przez sześć dni. W końcu jednak pojawił się z kwiatami i moimi ulubionymi słodyczami. Moi synowie nie byli zadowoleni z jego powrotu i gdy tylko go zobaczyli bez słowa zamknęli się w swoim pokoju. Jeśli chodzi o Michał, to chociaż przeprosił, jego postawa nie trwała długo i wkrótce znów zaczął stwarzać problemy.

Kilka dni później obudził mnie ogromny hałas w kuchni. Poprzedniego wieczoru byłam tak zmęczona, że zostawiłam brudne naczynia w zlewie. Rano Michał zareagował na ten widok rzucając talerzami, rozbijając mój nowy, drogi zestaw na kawałki. Gdy wszedł za mną mój syn, Michał krzyczał:

– Powinnaś mi dziękować, że cię wziąłem, taką niezdarną, z dwójką dzieci.
Starszy syn odparł:
– Dziękuj, że cię przyjęliśmy, kogoś kogo nikt nie chciałby mieć. Ale co ty możesz wiedzieć o wdzięczności? Pakuj swoje rzeczy i wynoś się.

W tamtym momencie byłam z niego bardzo dumna. Po odejściu Michała nie płakałam. Miałam przy sobie dwóch niesamowitych obrońców, moich synów. Jestem pewna, że kiedyś znajdziemy dla siebie odpowiedniego mężczyznę i tak jak powiedział mój syn, to my go przyjmiemy do naszej rodziny, a nie on nas „zaszczyci” swoją obecnością.

-->