Hanna adoptowała niewidomą i niemą dziewczynkę. Z tego powodu mąż ją opuścił. Rodzina uznała jej zachowanie za irracjonalne, ale Hania udowodniła, że się mylą.
Na pierwszy rzut oka ta historia wydaje się zwykłą bajką, ale najpierw przeczytajcie.
Hania zobaczyła w domu dziecka 11-miesięczną dziewczynkę, Wiktorię. Po powrocie do domu kobieta nie mogła przestać myśleć o dziewczynce. Hanna rozmawiała z mężem. Bardzo pragnęła mieć dziecko. Mąż był przeciwny decyzji żony: mała Wiktoria miała poważne schorzenia. Dziecko nie widziało, nie słyszało i miało trudności, żeby utrzymać główkę. Jednak kobieta była zdecydowana, żeby postawić na swoim.
– Zdajecie sobie państwo sprawę, że dziewczynka jest niepełnosprawna? – powiedziała dyrektorka domu dziecka – Dobrze przemyśleliście tą decyzję? Może dajcie sobie jeszcze czas do namysłu.
– Ile znowu czasu? – próbowała opanować się Hanna. Miała wrażenie, że dyrektorka domu dziecka chce ją zniechęcić do dziewczynki, jednak czuła, że nie wycofa się z podjętej decyzji, bo już kochała małą Wiktorię – To, że dziewczynka obecnie nie widzi i nie słyszy to pani wina. Jak tylko Wiktoria tu trafiła, powinna mieć wykonane badania i być leczona. Ale nie, nikt się nią tu nie zajmuje. Pani chyba tylko czeka, żeby dziecko miało stwierdzoną niepełnosprawność i żeby dostawać na nią świadczenia pieniężne.
Dyrektorka wyszła trzaskając drzwiami, a Hanna została ze swoimi myślami. Wiktoria to jej córka – czuła to od pierwszego momentu, gdy zobaczyła dziecko.
Ostatecznie Hania dopełniła wszystkich formalności i w końcu zabrała córkę do domu. Jej mąż ją zostawił – nie wytrzymał presji. Kobieta jednak nie poddawała się. Zabrała Wiktorię do najlepszego w kraju lekarza, a on ustalił plan leczenia. Postępy były widoczne każdego dnia i to motywowało ją do stawiania kolejnych celów.
W ciągu miesiąca Wikusia zaczęła raczkować, a w ciągu kolejnych dwóch chodziła, trzymając się mebli. Z każdym krokiem Wiktorii, oczy Hani wypełniały się łzami. Pewnego dnia głucha dziewczynka usłyszała nagły dzwonek domofonu: kurier przyniósł paczkę z nowymi ubrankami dla niej. To sprawiło, że maluszek przestraszył się i zapłakał. Hania rozpłakała się ze szczęścia – Wiktoria usłyszała. Usłyszała!
Hania i Wiktoria musiały zrobić ostatni krok do pełni szczęścia – leczenie wzroku. Szara zasłona na brązowych oczach dziewczynki nie pozwalała jej podziwiać piękna otaczającego ją świata.
Wszystko było przygotowane do operacji, ale lekarz nie dawał zbyt dużych nadziei. Zaćma powinna być leczona od urodzenia, a nie w tak późnym stadium. Wiktoria od najmłodszych lat była silną i odważną dziewczynką. Hania była pewna, że wzrok jej córki zostanie przywrócony. Po operacji lekarz mówił, że rokowania nie są zbyt dobre.
Kolejnego dnia doktor przyszedł, żeby zdjąć opatrunek. Powoli zdejmował bandaż z twarzy dziecka. Pierwsza warstwa, druga, trzecia, czwarta… Ta chwila ciągnęła się w nieskończoność, aż w końcu odsłonił oczy małej Wiktorii.
Ostre światło sprawiło, że Wikusia zmrużyła oczka, a potem jej źrenice rozszerzyły się i zaczęła rozglądać się dookoła. Następnie dziewczynka skupiła się na twarzy lekarza, rozejrzała się po wszystkich obiektach w polu widzenia i zatrzymała wzrok na twarzy Hani. Mała dziewczynka spojrzała uważnie i z powagą w oczy Hani i nagle zaśmiała się. Hania przytuliła córkę i rozpłakała się, a jej płacz wzruszenia zmieszał się z głośnym i dźwięcznym śmiechem dziewczynki. Wiktoria była najsilniejszą dziewczynką, jaką Hania kiedykolwiek znała.
Tak, jak wspomniałam na początku, historia jest jak z bajki, szczęśliwe zakończenie tylko to potwierdza. Jednak ta historia wydarzyła się naprawdę – znam Hanię osobiście i byłam świadkiem pierwszych kroków małej, jakże dzielnej Wiktorii.