Na początku nie dogadywałam się z synową, ale po pewnym zdarzeniu stała się mi bliższa niż własna córka

Na początku nie dogadywałam się z synową, ale po pewnym zdarzeniu stała się mi bliższa niż własna córka

Z mężem Józefem mamy dwoje dzieci: najstarszego syna Kamila i córkę Marysię. Kiedy syn przyprowadził do naszego domu swoją żonę, naszą synową, nie byłam z niej zbyt zadowolona. Szczerze mówiąc nie umiała w ogóle nic robić, nie była przyzwyczajona do pracy. Ja i mój mąż od dziecka byliśmy pracowitymi ludźmi i nigdy nie rozumiałam, że kobieta w tym wieku może umieć tylko ugotować lub usmażyć ziemniaki i zrobić omlet lub posiekać sałatkę. Milczałam jednak, bo Agnieszka była sierotą i nie miał jej kto tego nauczyć.

Mamy duży dom, więc mój mąż i ja od razu powiedzieliśmy naszemu synowi, że mogą zamieszkać u nas, jeśli chcą, bo nie tyle żal nam było jego żony tak bardzo, jak żal nam było naszego Kamila, bo wiedzieliśmy, że będzie musiał płacić za mieszkanie, co oznaczało, że będzie musiał więcej pracować.

Marysia bardzo zaprzyjaźniła się z żoną brata, a kiedy w rozmowach rodzinnych pod nieobecność synowej mówiłam jej, jak bardzo jestem z niej niezadowolona, Marysia zawsze stawała po stronie Agnieszki. Nie bardzo mi się to podobało, bo to moja własna córka i wolałabym, żeby podzielała moje poglądy, zwłaszcza w takich sprawach.

W końcu przestałam wypowiadać się na temat synowej, bo ani moje własne dzieci, ani mąż mnie w tym nie popierali. I choć wiele rzeczy nie podobało mi się w żonie syna, to nawet nie miałam z kim o tym porozmawiać, bo cała rodzina traktowała ją dobrze i wszyscy go kochali.

Później synowa sama zaczęła mi pomagać: ja idę do stodoły, a ona przychodzi mi pomóc, ja zaczynam gotować barszcz, a ona sieka kapustę, obiera ziemniaki, marchew.

Pewnego dnia Agnieszka nosiła drewno na opał do domu. Widziałam, że jest jej ciężko, ale postanowiłam nie pomagać – niech trochę popróbuje, nauczy się sama, bo ona nic nie umie, trzeba jej wszystko pokazać. Niestety w pewnym momencie Agnieszka źle stanęła na stopie, przewróciła się i długo leżała. Kiedy już udało jej się wstać widziałam, że kulała.

Wieczorem nie poskarżyła się ani razu, tylko cicho powiedziała Kamilowi, gdy wrócił z pracy, o swoim wypadku. Widocznie trudno jej było chodzić, bo tego wieczoru syn zaniósł ją do pokoju. Agnieszka nie wyszła już z pokoju o własnych siłach.

Tej nocy w ogóle nie spałam. Bardzo mi było szkoda tej dziewczyny i zdałam sobie sprawę, że ja też jestem winna, bo gdybym jej wtedy pomogła, wszystko potoczyłoby się inaczej. Postanowiłam jej nie pomagać, nie udzieliłam jej żadnej rady i to była moja wina.

Rano Agnieszka obudziła się i zaczęła przygotowywać śniadanie. Widać było, że ma trudności z chodzeniem, noga dawała jej się we znaki, tak jak wczoraj. Spojrzałam na synową innymi oczami. Było mi jej żal, że jest sama, bez ojca i matki, bez nikogo, kto by się o nią troszczył, kto by ją czegokolwiek nauczył. Jest mała, delikatna, ma takie szczupłe ręce, wszystko robi tak szybko, choć nie wszystko jej się udaje.

Nagle pokochałam ją, jak własne dziecko i nie potrafię wyjaśnić, co się we mnie tak dramatycznie zmieniło. Od tamtej pory uczyłam Agnieszkę wszystkiego; gdy coś jej nie wychodziło, śmiałyśmy się razem i razem to naprawiałyśmy. Teraz mam dwie córki i jednego syna. Nie na darmo mówi się, że mądra teściowa zyskuje córkę, a głupia może stracić syna.

-->