Podczas gdy wszyscy boją się i unikają cyganek, ja mam historię o tym, jak jedna z nich dosłownie zmieniła życie mojego synka. Gdy urodziło się moje maleństwo, związek z mężem nagle zaczął się psuć, a gdy Olek miał 2 lata, postanowiliśmy się rozwieść.
Oficjalne zarobki męża były śmieszne, a alimenty – jeszcze śmieszniejsze. Były mąż żył jak król ze środków, które zarabiał pod stołem, a my ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Ogólnie rzecz biorąc, po rozwodzie nadszedł dla mnie trudny okres.
Pewnego razu zapukała do mnie cyganka i poprosiła o pomoc, a ja nie mogłam odmówić, ponieważ miała dziecko na rękach.
– Nie bój się, nie okradnę cię ani nie rzucę uroku, to tylko krzywdzący stereotyp – powiedziała.
– Nie boję się, i tak nie ma tu czego ukraść. No i nie wierzę w przesądy – zaśmiałam się i poprosiłam, by chwilę zaczekała.
Oddałam cygance ogromny pakiet z ubrankami dla dziecka, których mój syn już nie potrzebował, a także małą paczkę z ubraniami dla niej. I tak miałam się tego pozbyć, a jej na pewno się przydały. Podziękowała mi serdecznie i zapytała, jak mogłaby mi się odwdzięczyć, a ja stałam tam i nie mogłam nic wymyślić.
Wtedy cyganka podeszła do mojego syna w łóżeczku i szepnęła mu coś.
– To tak na wszelki wypadek, żeby miał szczęście w życiu – powiedziała z uśmiechem.
Wtedy nie uwierzyłam, że to jakoś wpłynie na moje dziecko i szybko o tym zapomniałam. Mój syn ma teraz 30 lat i jest ulubieńcem wszędzie, gdziekolwiek idzie.
Szybko znajduje wspólny język z każdym, nigdy nie kłócił się z nikim ani nie ma wrogów. Takie cudowne zdarzenie przytrafiło się nam za sprawą mojego małego, dobrego czynu. I nie ma powodu, aby bać się cyganek…