Do Włoch wyjechałam do pracy 14 lat temu i nadal tam mieszkam i pracuję. Wróciłam do domu na ferie zimowe, bo 9 stycznia miałam urodziny – skończyłam 55 lat, więc chciałam świętować z rodziną. Kiedy wyjechałam za granicę, mój syn miał już 19 lat i właśnie rozpoczął studia, dlatego postanowiłam nie tracić czasu i zarobić trochę pieniędzy.
Nasz dom był bardzo zaniedbany, a ja nie miałam wtedy pieniędzy na jego remont. Samodzielnie wychowywałem syna, pracując jako ratownik medyczny w ośrodku zdrowia, więc nie miałem zbyt wielu możliwości dokonywania napraw. Być może taki stan rzeczy trwałby nadal, gdyby pewnego dnia do mojego ośrodka zdrowia nie przyszła kobieta, która od dłuższego czasu mieszkała we Włoszech. Zaoferowała mi pomoc w znalezieniu mieszkania i pracy, a ja postanowiłam nie zmarnować tej szansy. Moja mama wspierała mnie, a syn już mieszkał w akademiku i nie przejmował się tym.
Wyjechałam więc do obcego kraju, wysłałam pieniądze mamie, a ona wybudowała za nie ładny dom w pobliżu. Potem znów potrzebowałam pieniędzy, więc zostałam we Włoszech na dłużej. Dwa lata temu zmarła moja matka, a syn ogłosił, że chce się ożenić. Moja synowa wydaje się być miłą dziewczyną. Nie ma zbyt zamożnych rodziców, więc ślub sfinansowałam z własnej kieszeni, ale nie przeszkadza mi to.
Pomyślałam, że skoro jestem za granicą, i dom stoi pusty, to niech nowożeńcy tam zamieszkają. Tak więc mój syn stał się właścicielem, kupił sobie samochód, uporządkował podwórko. Gdy przyjechałam, byłam zszokowana – wszystko zmieniło się nie do poznania. Było bardzo pięknie.
W tym roku, w listopadzie, odeszła moja seniorka, którą opiekowałam się przez ostatnie 5 lat. Nie znalazłam jeszcze nowej pracy, więc postanowiłam przyjechać do domu przynajmniej na święta, a potem jakoś to się wszystko poukłada na swoim miejscu. Przyjechałam w listopadzie i te dwa miesiące mieszkania z dziećmi wstrząsnęły mną. Czułam się jak obca i niechciana osoba we własnym domu. Syn był w pracy od rana do wieczora, a synowa była na urlopie macierzyńskim z dzieckiem i cały dzień przebywała w domu. Praktycznie cały czas mnie ignorowała i unikała, nie witając się ze mną nawet rano. Na początku myślałam, że to dla niej nietypowe, że dopiero się do mnie przyzwyczaja, ale w dniu moich urodzin zrozumiałam, że tak nie jest.
Urodziny obchodzę 9 stycznia. Zaprosiłam rodziców żony syna, a matka synowej zwraca się do mnie z pytaniem, kiedy znowu wyjeżdżam za granicę. Szczerze odpowiedziałam, że nie wiem i że może nawet zostanę w domu na stałe. To był koniec naszej rozmowy.
Poszłam do kuchni po jedzenie i usłyszałam rozmowę teściowej z synową. Teściowa powiedziała jej, żeby nie spieszyli się z burzeniem naszego starego domu, mówiąc, że jeśli nie pojadę już do Włoch, to żeby mnie tam zakwaterować. Prawie zemdlałam, gdy to usłyszałam. Tyle lat spędziłam w obcym kraju, żeby zarobić na własny dom, a moje dzieci wyrzucają mnie z niego, do starego, rozpadającego się budynku. Nie wiem, co dalej robić.
Czy powinnam wyjechać do Włoch i zarobić na nowy dom, czy postawić sprawę jasno i powiedzieć, że ja tu jestem u siebie?