“Mam ogromny żal do moich rodziców. Jako najstarsza z szóstki rodzeństwa musiałam bardzo szybko dorosnąć. Prędko stałam się nianią, kucharką, a nawet nauczycielką. Czasem właściwie sama czułam się jak matka moich sióstr i braci, bo poświęcałam im więcej uwagi, niż ta rodzona. Rodzice traktowali mnie jak małą dorosłą i codziennie przejmowałam ich obowiązki. Niejednokrotnie tyrałam jak wół, a gdy rodzice wracali z pracy, to mieli i posprzątane i ugotowane i jeszcze dzieciaki leżały w łóżkach. To moja harówa się nie kończyła i odsapnęłam, dopiero gdy poznałam Błażeja. Liczyłam na to, że rodzice w ramach wdzięczności przynajmniej pomogą nam zorganizować wesele, ale nie dostałam od nich ani grosza nawet na nową drogę życia. Jak oni tak mogą?”
Musiałam bardzo szybko dorosnąć
Jestem najstarsza z szóstki rodzeństwa. Rodzice zawsze chcieli mieć dużą rodzinę, a dziś mam wrażenie, że celowo po tym, jak pojawiłam się na świecie, odczekali kilka lat z decyzją o kolejnych dzieciach.
Jako sześciolatka już zmieniałam siostrze pieluchy, a później też braciom.
Wiedziałam, kiedy położyć ich na drzemkę, jak ugotować prosty obiad i co w ogóle mogą zjeść.
Czułam się jak taka mała gosposia od “przynieś, wynieś, pozamiataj”. Miałam wciąż mnóstwo obowiązków i mało czasu na spotkania z koleżankami czy w ogóle takie zwyczajne, dziecięce życie.
W pewnym momencie zaczęłam odliczać do dnia, kiedy będę mogła się wyprowadzić, a to stało się dopiero wtedy, gdy poznałam Błażeja.
Całe życie byłam jak na etacie
Jak ja wtedy odetchnęłam! Wreszcie mogłam naprawdę odpocząć.
Pierwszy raz poleciałam za granicę i miałam czas na prawdziwe wakacje. Gotowałam obiady, które sama lubiłam, a nie cała reszta rodzeństwa. Mogłam też myśleć tylko o sobie – no i moim partnerze. To mamusiowanie już chyba bardzo mocno weszło mi w krew, bo totalnie nie potrafię przestać go “głaskać”.
Tak czy siak, teraz robię to z własnej woli, a nie w ramach obowiązku. A to zupełnie inna jakość dbania.
Mam fajną pracę, za którą dobrze mi płacą, ale i tak mam wrażenie, że ja praktycznie całe życie byłam na etacie.
Oczekiwałam zatem, że rodzice docenią moją dobrą wolę i to, że tak bardzo im pomagałam. Przecież nie musiałam tego robić. Nie na taką skalę.
Myślałam, że dostanę coś na nową drogę życia
Rodzice świetnie zarabiają. Oboje są lekarzami i prócz pracy dla NFZ prowadzą też własną, prywatną działalność.
Nie mogę powiedzieć, że w dzieciństwie mi czegoś brakowało. No… może tylko miłości i zainteresowania. Jeśli jednak chodzi o materialne aspekty, to narzekać nie mogłam.
Liczyłam jednak na to, że kiedy już się wyprowadzę i zacznę nowe życie, to rodzice odpalą mi trochę grosza. Ja wiele razy przez nich – i dla nich – rezygnowałam z niektórych rzeczy.
Gdy jednak poprosiłam o wsparcie w organizacji wesela, usłyszałam tylko ciszę. Podobnie było, kiedy wspomniałam o tym, że miałam nadzieję na jakichś zastrzyk gotówki z ich strony na nową drogę życia.
Ojciec powiedział tylko że jak sama zarobię i sama o wszytko się wystaram, to później bardziej będę to doceniać. Tak? Tylko, że ja mam poczucie, że to dzięki mnie mogli się rozwijać zawodowo! Gdyby nie ja, jedno z nich miałoby etat, ale w domu.
Nie rozumiem ich podejścia i mam do nich straszny żal.
Zawiedziona córka